Październik - Listopad 2019

**W numerze:** **MICHAŁ WESELAK** Czwarty Polak w Mini Transat **SARDYNIA I KORSYKA** Czarterowy raj **ZALEW KUROŃSKI** Mieczówką przez litewskie wody **TARGOWA JESIEŃ** Warszawa, Łódź, Amsterdam i Berlin **SZYMON KUCZYŃSKI** Gasnąca nadzieja na projekt w klasie Mini **PRZYSPIESZENIE W KLASIE IMOCA** Latające maszyny i oceaniczne wyzwania

październik – listopad 2019

jeszcze zeszła na wodę. Spostrzegawcze oko

trenera od razu to zauważy – wystarczy prze-

analizować mowę ciała zawodników, sposób

w jaki zaczynają i kończą treningi, jak reagują

na zadane obciążenia i jak się zachowują poza

torem regatowym.

Gdy osada zeszła na wodę, tylko się utwier-

dziła w przekonaniu, że tym razem nikt im

nie zagrozi. Podczas pierwszych prób w Au-

strii było widać, że łódź płynie bardzo szyb-

ko, choć zawodnicy nie wykorzystują pełnej

mocy. Właśnie o to chodzi w wioślarstwie

– musimy pływać szybko (w regatowym ryt-

mie) na tzw. dolnym tempie. Niektóre osady

potrafią doskonale ukrywać swą moc – robią

wszystko, by możliwie jak najmniejszym wy-

siłkiem wedrzeć się do finału. Oczywiście, ja-

kaś inna ekipa może w eliminacjach zacisnąć

zęby i popłynąć na pełnym gazie, osiągając

niezły rezultat. Ale w biegach eliminacyjnych

i startach przygotowawczych liczą się koszty

takiej ułańskiej fantazji. Bo później przycho-

dzą finały, czyli wyścigi prawdy, w których

się okazuje, że król jest nagi. Nasi właśnie

potrafili płynąć szybko i oszczędzać siły. Co

więcej, nie zawsze wraz ze wzrostem tempa

wiosłowania, rośnie prędkość łodzi. Osada

dokłada do pieca, a łódź nie chce wyraźnie

przyspieszyć – to sygnał, że coś nie działa

tak, jak powinno. Z tym też nie mieliśmy pro-

blemów. Gdy tylko była taka potrzeba, nasza

czwórka potrafiła porządnie przyspieszyć.

Co trzeba zrobić, aby tak precyzyjnie

trafić z formą na najważniejszą imprezę?

Wioślarz powinien pływać na wodzie,

trenować na ergometrze, dźwigać ciężary,

biegać, przemierzać kilometry na nartach

biegowych – to wiedzą doskonale wszyscy

na świecie, nikogo nie trzeba uczyć elemen-

tarza. Później jednak każdy musi dobrać

odpowiednie proporcje poszczególnych

treningów oraz obciążenia. W ten sposób

powstaje skomplikowana siatka powiązań

i zależności. Trener musi zapanować nad

tym wszystkim, obserwować zawodników,

reagować, gdy dzieje się coś niepokojącego

– to już nie jest takie proste.

Na pierwszym tegorocznym Pucharze

Świata osada zaprezentowała się bardzo do-

brze – zwyciężyła i uzyskała świetny czas.

Później było srebro mistrzostw Europy. Na-

stępnie trzecie miejsce w Pucharze Świata

na poznańskim torze Malta. Wszystko szło

w dobrym kierunku. Co ważne, przed tymi

startami nie robiliśmy żadnych specjal-

nych przygotowań pod kątem zwycięstwa,

czy choćby miejsca na podium. Cały czas

pamiętaliśmy, że najważniejsza impre-

za będzie dopiero na przełomie sierpnia

i września.

W Austrii, po pierwszym kilometrze bie-

gu eliminacyjnego, osada walczyła o czo-

łową lokatę z Australijczykami (obrońcy

tytułu mistrzowskiego). To był właśnie po-

kaz mocy na wodzie. Wystarczyło dojechać

drugie tysiąc metrów, nie tracąc dystansu

do rywali. Wioślarze mawiają: „jesteś tak

dobry, jak dobrze przepłynąłeś drugie ty-

siąc metrów”. I oni to pokazali, awansując

do finału i zdobywając olimpijską kwalifi-

kację, choć przecież na początku wyścigu

popełnili mały błąd techniczny i na chwilę

stracili rytm wiosłowania.

Jak zawodnicy ocenili wtedy ten elimi-

nacyjny start?

Podchodzę do nich po biegu i jak zawsze

pytam, jak było. W takich sytuacjach trener

chce się dowiedzieć, jak zawodnicy znieśli

wysiłek, jak się czują oraz ile rezerw zosta-

wili na finał. Szlakowy Michał Szpakowski

powiedział wtedy: „Trenerze, jeśli wszystko

sobie dobrze poukładamy, to my te regaty

po prostu... tu muszę, zrobić pauzę, bo moc-

ne męskie słowo nie za bardzo nadaje się do

publikacji. Ale dla mnie taka emocjonalna

i szczera reakcja była kolejnym dowodem, że

sprawy mają się dobrze.

Tuż przed finałem osada dokonała ko-

rekty przełożenia doręcznej wioseł. Czy

ten manewr pomógł ekipie?

Rozgrzewając się przed startem, przemie-

rzając w obu kierunkach tor przeznaczony

na rozgrzewkę i rozpływanie, zawodnicy po-

czuli, jaki wpływ na ich pracę, swobodę wio-

słowania i prędkość łodzi mają warunki at-

mosferyczne, w szczególności wiatr. Nie byli

pewni, czy tor przydzielony przez arbitrów

zapewni wystarczającą osłonę od wiatru.

Podjęli więc samodzielną decyzję o przesta-

wieniu doręcznej, czyli nieznacznej zmia-

nie punktu podparcia wiosła. W ten sposób

o centymetr wydłużyli ramię przyłożenia siły

(skrócili odręczną, czyli część wiosła między

dulką a piórem). To była dobra decyzja.

Teoretycznie najlepszy tor miała Austra-

lia. Ale mistrzowie świata popłynęli fatal-

nie, co się z nimi stało?

Nie potrafię tego wytłumaczyć. Byli kan-

dydatami do medalu. Bronili tytułu mi-

strzowskiego. W tegorocznym sezonie wy-

grali wszystkie zawody zaliczane do Pucharu

Świata. A w najważniejszym starcie zostali

w tyle i nie mogli dogonić czołówki. To wiel-

kie zaskoczenie. Wszyscy czekali, aż Austra-

lia przyspieszy, ale nic takiego nie nastąpiło.

W połowie dystansu ze zdziwieniem patrzyli,

jak pociąg im odjeżdża. Nie sądzę, by byli źle

przygotowani, bo przecież w półfinale popły-

nęli dobrze. Ale jak widać, nikt nie ma patentu

na wygrywanie.

Jakie plany na ostatnie miesiące przed

igrzyskami?

Do pierwszych dni listopada zawodnicy

mają wolne. Później spotykamy się na bada-

niach lekarskich. Następnie Wałcz i trzytygo-

dniowe zgrupowanie – woda, ergometr i duże

ciężary. Będziemy też testować nowy model

łodzi, którą dostarczy włoski producent Filip-

pi. Grudzień i styczeń to włoskie Alpy i miej-

scowość Livignio, czyli siła, moc i spora daw-

ka nart biegowych. Następnie mistrzostwa

Polski na ergometrze. Luty i marzec to wy-

prawy do Portugalii. Kwiecień i maj – regaty

Pucharu Świata we Włoszech i w Szwajcarii

(tu polskie osady będą mogły stoczyć ostatni

bój o kwalifikacje olimpijskie). Na czerwiec

zaplanowano mistrzostwa Europy w Pozna-

niu, będzie to ostatni start przed wyjazdem

na igrzyska. Później jeszcze 10 dni w Zako-

panym, czyli nasz tradycyjny odpoczynek od

wody. Po powrocie z gór jeszcze zgrupowa-

nie w Wałczu i następnie wylot do Japonii.

Pierwsze dwa tygodnie spędzimy w ośrodku

treningowym, trzeci to już rywalizacja na

torze olimpijskim. Liczymy na udany start

wszystkich polskich osad.

Rozmawiał Krzysztof Olejnik

Silni na lądzie, mocni na wodze. Złota osada z trenerem Wojciechem Jankowskim.

Fot. Julia Kowacic

Made with Publuu - flipbook maker