Lipiec - Sierpień 2021

SAILING POLAND Czy polski jacht popłynie w The Ocean Race? CHRIS SCOTT O biznesie w czasie pandemii FISCHER PANDA Generatory i elektryczne systemy napędowe POLBOAT YACHTING FESTIVAL Druga edycja letniej wystawy w Marinie Yacht Park NIERUCHOMOŚCI NAD WODĄ Darłowo, Dziwnów, Gdynia, Szczecin, Sztynort DAWID HAŁOŃ O pracy inspektorów i rejestracjach łodzi pod polską banderą HUŚTAWKA NASTROJÓW W CZARTERACH Co przyniesie jesień w Chorwacji?

WYdarzeNIA PERYSKOP

39

www.wiatr.pl

Las Palmas „Mazurek” popłynął statkiem.

Po tygodniu od startu popsuła się kuchenka.

Zdecydowałam się zawrócić, ponieważ długa

żegluga bez sprawnej kuchenki byłaby nie-

zwykle trudna. Urządzenie naprawiła ekipa

z fińskiej łodzi serwisowej, wspaniała rodzi-

na żyjąca z obsługi statków i jachtów. Później

kuchenka popsuła się jeszcze raz, na Atlan-

tyku. Do Karaibów dopłynęłam, używając

prymusa. Podczas rejsu psuł się także silnik.

Z powodu niewielkiego budżetu zamontowa-

no na „Mazurku” prototypowy napęd, w któ-

rym wybijało zawory. Pierwszy raz silnik się

popsuł w Panamie, miałam też z nim kłopoty

w Australii. Naprawiali go przedstawiciele fir-

my, ale później i tak działał krótko.

O rejsie Naomi James dowiedziałam się

podczas postoju w Durbanie na wschodnim

wybrzeżu RPA. Wcześniej nawet nie znałam

tej żeglarki. W porcie usłyszałam, że Naomi

płynie na jachcie prawie dwukrotnie dłuż-

szym niż „Mazurek”. Był to dawny „British

Steel”, na którym słynny Chay Blyth pierwszy

opłynął świat samotnie trasą ze wschodu na

zachód. Było więc jasne, że rejs Naomi będzie

szybki. Miałam jednak swój plan i nie zamie-

rzałam go zmieniać.

Bez wątpienia termin rejsu Naomi James

nie był wybrany przypadkowo. Kiedy zacho-

rowałam w Australii, konieczna była hospitali-

zacja. Pomocy udzieliło mi tamtejsze lotnicze

pogotowie ratunkowe, które wówczas nie było

finansowane przez państwo, a poprzez dobro-

wolne składki obywateli. Dlatego władze po-

gotowia postanowiły nagłośnić swoją akcję.

Wiadomość o przerwaniu mojego rejsu obiegła

świat i zapewne dotarła też do Naomi James.

Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicz-

nie: przygotowanie doskonałego jachtu, szyb-

ki start i rejs najkrótszą trasą. Zabrakło tylko

sukcesu, bo na szczęście zdołałam wrócić na

„Mazurka” i dokończyć zadanie. Później tyl-

ko raz spotkałam się z Naomi. W Kanadzie.

Była z mężem, słynnym żeglarzem Robem

Jamesem. Unikali mnie, jak tylko mogli.

A kiedy zostałyśmy zaproszone do telewizji,

nie powiedziała mi o tym. O terminie nagra-

nia dowiedziałam się przypadkiem od trzeciej

uczestniczki spotkania, żeglarski z USA. To

była nieprzyjemna sytuacja.

Trasę przez Kanał Panamski wybrałam

sama z uwagi na brak dostatecznej ilości wody

pitnej na jachcie. W tamtym czasie odsalar-

ki nie były jeszcze w powszechnym użyciu,

więc trasę rejsu dopasowałam do możliwo-

ści jachtu. Inny wariant praktycznie nie był

możliwy. Wracając przez Atlantyk, zeszłam

mocno w kierunku zachodnim, co oznaczało,

że czeka mnie żegluga na Wyspy Kanaryjskie

ostrym kursem do wiatru. Podczas rozmowy

z Tadeuszem Siwcem za pośrednictwem stacji

Gdynia Radio zażartowałam, że lepiej byłoby

płynąć na Karaiby korzystniejszym kursem.

Ten żart zaczął szybko żyć własnym życiem,

a ja musiałam się z niego tłumaczyć.

Później pomniejszano znaczenie polskiego

rejsu. W wielu źródłach można było przeczy-

tać, że to Naomi jest pierwszą kobietą, która

samotnie opłynęła świat. To nie było przyjem-

ne, ale trudno było z tym walczyć. Ówczesny

zarząd Polskiego Związku Żeglarskiego za-

niedbał sprawę. Zresztą tak samo jak władze

Zjednoczenia Przemysłu Okrętowego, którym

z oczywistych względów powinno zależeć na

nagłośnieniu tego projektu. Zaprzepaszczono

szansę na promocję polskiej stoczni, polskiego

jachtu – miałam wrażenie, że nikomu na tym

nie zależy. To był dla mnie dość dziwny czas.

Z jednej strony, powinnam się czuć docenio-

na, bo przecież otrzymywałam odznaczenia

i fetowano mój sukces. Ale z drugiej strony,

byłam zaskoczona postawą PZŻ. Już dwa dni

po zakończeniu rejsu przyjechał samochód, aby

zabrać wyposażenie jachtu. Wyglądało to tak,

jakby ktoś się obawiał, że przywłaszczę sobie

różne rzeczy z „Mazurka”. Kilka dni później

jacht zabrano do stoczni, by dokonać przeróbek

mających przystosować jednostkę do żeglugi

załogowej. Zaskoczyło mnie to ekspresowe

tempo. To była pochopna decyzja, bo przecież

bezpowrotnie zmarnowano szansę na promocję

rejsu, także za granicą, a poza tym „Mazurek”

nie nadawał się do pływania czarterowego.

Był jachtem niewielkim, ciasnym, a centralne

miejsce w kabinie zajmowała obudowa silnika.

Decyzja armatora jednak zapadła błyskawicz-

nie i nie miałam na nią wpływu. Tak naprawdę

poczułam się doceniona dopiero po latach”.

Krystyna Chojnowska-Liskiewicz

Jacht „Mazurek” z Krystyną Chojnowską-Liskiewicz powraca.

Fot. Archiwum PZŻ

Sztormiak z pamiętnego rejsu.

Made with Publuu - flipbook maker