morze regaty
40
W 2002 roku regaty Volvo Ocean Race
kończyły się w Kilonii. Boris pojechał więc
na metę oglądać swoich idoli – wyścig wygrał
niemiecki zespół Illbruck Challenge z Ame-
rykaninem Johnem Kosteckim za sterem. Na
pokładzie był tylko jeden Niemiec: Tony Kolb.
– Bardzo chciałem być na jego miejscu. Oglą-
dałem wszystkie programy telewizyjne z jego
udziałem i zwyczajnie mu zazdrościłem – mó-
wił Boris.
W 2005 roku wygrał Euro Cup klasy 505,
a w kolejnym sezonie później został mistrzem
świata. Później kupił jacht klasy Open 40
i w wieku 27 lat wygrał regaty Artemis Trans-
at. Następnie wziął udział w etapowych rega-
tach załóg dwuosobowych Portimão Global
Ocean Race. W parze z Felixem Oehme zajął
pierwsze miejsce (Open 40, double handed).
Choć marzył o uczelni sportowej, w Bremie
skończył studia ekonomiczne. To za namową
rodziców, którzy dla swego jedynaka wypa-
trywali jakiegoś „poważnego zajęcia”. Boris
wybrał nowy kierunek: zrównoważone za-
rządzanie. Nie dlatego, że kusiła go tematyka
lub perspektywa zatrudnienia, ale po prostu
na tym kierunku było najmniej zajęć. Po stu-
diach napisał kilkadziesiąt podań o pracę, ale
wszystkie odłożył na półkę. – Planowany był
duży projekt żeglarski. Pomyślałem, że skoro
jest szansa, to zobaczmy, co przyniesie czas.
Jeśli nic z tego nie wyjdzie, pójdę do biura. Na
szczęście projekt ruszył – kilka lat byłem nawi-
gatorem w międzynarodowej załodze jachtu
„Maserati” (klasa Volvo 70). Bardzo dużo się
wtedy nauczyłem.
Później przyszła pora na klasę IMOCA.
Okazja nadarzyła się szybko – znajomy Bori-
sa zdobył jacht i sponsora, więc ten dołączył
do zespołu i w parze z Ryanem Breymaierem
wystartował na „Neutrogenie” w regatach
Barcelona World Race 2010/2011. Zajęli pią-
te miejsce, ustępując takim parom, jak zwy-
cięzcy Jean-Pierre Dick i Loïck Peyron, czy
zdobywcy drugiego miejsca – Iker Martínez
i Xabier Fernández.
W 2015 roku Boris dostał zaproszenie na
pokład od samego mistrza Francisa Joyona.
Walczył o Trofeum Juliusza Verne na trima-
ranie „IDEC Sport”. – Pierwsze spotkanie
z Bossem (bo tak o nim mówią), było stresują-
cym doświadczeniem. Joyon nie traci czasu na
żadne bezproduktywne pogawędki. Pytania
wystrzeliwuje, niczym karabin maszynowy
i oczekuje krótkich odpowiedzi. Każdą dłuż-
szą wypowiedź od razu przerywa. Bernard
Stamm powiedział mi później, że i tak miałem
z Bossem całkiem lekką przeprawę.
Ekipa Joyona popłynęła świetnie, ale re-
kordu nie pobiła. Rok później Boris znów
był w załodze, ale tym razem „IDEC Sport”
przegrał z pogodą i po tygodniu zawrócił do
Brestu. Mówi się, że do trzech razy sztuka, ale
przed trzecią próbą Boris odmówił, miał już
dopięty projekt na Vendée Globe 2016/2017.
Wreszcie z żoną i córką.
Fot. Martin Keruzoré
Boris Herrmann na mecie w Les Sables-d’Olonne. Zmęczenie, szczęście, sukces, kilka kilogramów mniej i trochę rozczarowania. Bo przecież podium było na wyciągnięcie ręki.
Fot. Martin Keruzoré