klasa imoca sport
www.wiatr.pl
okółziemskie regaty samotni-
ków Vendée Globe dostarczają
w tej edycji wielkich emocji, nie
brak też dramatycznych sytuacji. Po zderze-
niach z dryfującymi przeszkodami, których
w oceanach jest coraz więcej, jachty pędzące
z prędkością przekraczającą 20 węzłów są
szczególnie narażone na uszkodzenia. Dlatego
trzeba mieć nie tylko solidny budżet i świet-
nie przygotowany jacht, ale także szczęście.
Po miesiącu rywalizacji, liderzy minęli wyspy
Kerguelena na Oceanie Indyjskim i zmierzali
na wschód. Z 33 żeglarzy, którzy wyruszyli na
trasę, pięcioro musiało się wycofać.
Pierwszy zawrócił Jérémie Beyou, skipper
jachtu „Charal”, który uderzył w dryfujący
obiekt. Wrócił do portu startowego, pokonując
600 mil, a po dokonaniu niezbędnych napraw,
wypłynął ponownie (dzień przed zamknię-
ciem linii startowej). Jacht „Corum L'Épargne”
stracił maszt i Nicolas Troussel zakończył re-
gaty na Wyspach Zielonego Przylądka. Kłopo-
ty techniczne miał Armel Tripon na „L'Occita-
ine” – zanim się z nimi uporał, spadł na daleką
pozycję. Jacht „DMG Mori” stracił grot po nie-
fortunnym zwrocie. A ponieważ zawodnicy
nie mogą mieć zapasowych grotów, Japończyk
Kojiro Shiraishi przez tydzień laminował swój
główny żagiel.
Poza tym na Atlantyku wszystko się układało
zgodnie z brytyjskim scenariuszem – na prowa-
dzeniu był Alex Thomson na swym nowocze-
snym i szybkim „Hugo Bossie” wartym sześć
milionów funtów. Jednak na drugiej pozycji
płynął Francuz Jean Le Cam, doświadczony
skipper jachtu „Yes, We Cam”, któremu nie
udało się pozyskać głównego sponsora i który
żegluje 13-letnią jednostką bez hydroskrzydeł.
Jean płynął znakomicie taktycznie, niemal bez-
błędnie wykorzystując zmienne warunki.
Później prowadzący Thomson zgłosił struk-
turalne uszkodzenia kadłuba, które pokazał
na filmie wysłanym do organizatorów regat.
Skierował jacht na spokojniejsze wody i poło-
żył się spać. Kiedy po kilku godzinach wstał,
był gotów do całodobowej operacji naprawczej.
Na pokładzie miał kompozytowe elementy, ży-
wice wiążące w skrajnie niesprzyjających wa-
runkach i niezbędne narzędzia. Po konsultacji
w zespołem brzegowym, wykonał zadanie i po-
wrócił do regat (wyprzedziło go zaledwie sied-
mioro rywali). Kiedy z dużą prędkością wracał
do czołówki, jego jacht uderzył w dryfującą
przeszkodę i stracił płetwę sterową. Tego było
już za dużo. Alex ze łzami w oczach musiał się
poddać, popłynął do Kapsztadu, gdzie w prze-
szłości już dwukrotnie kończył przedwcześnie
wokółziemskie regaty.
Zajmujący drugą pozycję Thomas Ruyant,
płynący na jachcie „LinkedOut”, także ude-
rzył w dryfujący obiekt i uszkodził foil. Posta-
nowił jednak kontynuować wyścig, bo uznał,
że lewe skrzydło jest rzadziej wykorzystywa-
ne na trasie wyścigu (cztery lata temu Alex
Thomson płynął bez foila przez większą część
regat, a mimo to zajął drugie miejsce).
Kiedy emocje na chwilę opadły, świat obiegła
wiadomość z pokładu „PRB”. Kevin Escoffier
poinformował, że łódź nabiera wody. Sztab regat
skierował w miejsce zdarzenia jacht, który był
najbliżej – na pomoc ruszył Jean Le Cam. Dotarł
po dwóch godzinach. Po jachcie rywala nie było
już śladu, a Escoffier czekał w tratwie. Żeglarze
nawiązali kontakt, ale podjęcie rozbitka nie było
możliwe ze względu na wzburzone morze i wiatr
wiejący z prędkością 35 węzłów. Jean postanowił
przeczekać noc w pobliżu, ale Kevin w pewnym
momencie zniknął mu z oczu. Dzięki pomocy
meteorologów, nakreślono kierunek dryfu tra-
twy i oznaczono w przybliżeniu jej nowe położe-
nie. Do akcji skierowano kolejnych trzech żegla-
rzy będących najbliżej poszkodowanego. Kiedy
zrobiło się jasno, ponownie odnaleziono rozbitka,
który wreszcie trafił na pokład „Yes, We Cam”.
Po dwóch dniach Escoffier został podjęty przez
francuską fregatę patrolującą region wybrzeży
afrykańskich.
Regulamin regat pozwala na żeglowanie
w dwie osoby w szczególnych okolicznościach.
W 1996 roku Pete Goss żeglował trzy dni pod
wiatr wiejący z prędkością 40 węzłów, by dotrzeć
do Raphaëla Dinelliego, którego następnie odsta-
wił do Hobart. Podobny wypadek miał miejsce
podczas regat BOC Challenge. Jacht „PRB”, pro-
wadzony przez Isabelle Autissier, wywrócił się
przed Hornem. Żeglarkę podjął na pokład póź-
niejszy zwycięzca Giovanni Soldini, który pod-
wiózł rywalkę do Punta del Este w Urugwaju.
Rozbitek oczywiście nie może uczestni-
czyć w żadnych czynnościach związanych
z prowadzeniem jachtu, nie może również
wspierać swego wybawcy w nawigacji, ani
nawet gotować. Ciekawostką ostatniej ak-
cji ewakuacyjnej jest fakt, że 12 lat temu to
właśnie Jean Le Cam, utraciwszy jacht „VM
Matériaux” w okolicy Hornu, potrzebował
pomocy, z którą pospieszył Vincent Riou –
także płynący wówczas na łodzi o nazwie
„PRB”. Oczywiście, żadna akcja ratownicza
prowadzona przez uczestnika regat nie po-
zostaje bez rekompensaty. Zapewne jeszcze
przed zakończeniem wyścigu poznamy ko-
munikat odejmujący Jeanowi czas poświę-
cony na poszukiwanie rywala. Na podobną
rekompensatę mogą liczyć także pozostali
uczestnicy akcji. W obliczeniach biorą udział
meteorolodzy, którzy analizują warunki pa-
nujące w czasie operacji oraz po niej.
Co właściwie się stało na „PRB”? Kevin in-
formował, że podczas schodzenia z fali jacht
nabrał dużej prędkości. Kiedy wznosił się na
kolejną, kadłub złamał się niczym statek z kloc-
ków. Opuszczenie pokładu zajęło żeglarzowi
zaledwie dwie minuty, zdołał tylko nadać krótki
komunikat i zabrać to, co miał pod ręką. Tratwa
otworzyła się automatycznie i pozwoliła prze-
trwać na ocenie kilkanaście godzin.
Nie był to jednak koniec kłopotów uczest-
ników regat. Jacht „Arkéa-Paprec” Sébastie-
na Simona, który brał udział w akcji ratow-
niczej, także uderzył w dryfującą przeszkodę
i po analizie sytuacji, zawinął do Kapsztadu.
Ten sam los podzieliła Sam Davies, która
uderzyła kilem tak mocno, że jacht „Ini-
tiatives-Coeur” zredukował prędkość z 20
węzłów do zera. Uszkodzeniu uległa część
podwodna w okolicy płetwy balastowej, ale
Brytyjka zdołała samodzielnie dopłynąć do
portu w RPA. Po wykonaniu niezbędnych
napraw, Davies chce powrócić na trasę, by
dopłynąć do mety poza klasyfikacją.
Marek Słodownik
Vendée Globe. Żeglują samotnie,
ale nikt nie zostaje na morzu sam
Kevin Escoffier opuszcza jacht „Yes, We Cam” i zmierza na pokład francuskiej fregaty.
Fot. Marine Nationale Défense