Wrzesień - Październik 2020

**W numerze:** **SAR RATUJE MIENIE ODPŁATNIE** Jak działają nowe przepisy **ŻAGLOWIEC „KAPITAN BORCHARDT”** Pierwsza dekada pod polską banderą **80. ROCZNICA URODZIN BRACI EJSMONTÓW** Marzyciele, uciekinierzy i wolni żeglarze **MIECZÓWKĄ NA MORZE** Jacht 2020 w rejsie wzdłuż polskiego wybrzeża **IZBA POLSKIE JACHTY WKROCZYŁA NA RYNEK TARGÓW** Czy teraz pójdzie za ciosem? **BIAŁE STREFY W POLSKIM ŻEGLARSTWIE** Oswajanie pandemii w sporcie i biznesie **TES 246 VERSUS** Mały cruiser z charakterem

historia 80. URODZINY BRACI EJSMONTÓW

34

wrzesień – październik – listopad 2020

Po odbyciu służby wojskowej, Piotr i Mie-

czysław, ze stopniami kapitanów żeglugi

bałtyckiej, dostali pracę na znanych polskich

jachtach. Pełnili na nich funkcje bosmanów.

Henryk Jaskuła: Rok później byłem w Ja-

starni na takim samym trzytygodniowym kur-

sie – dopiero po nim ośmieliłem się przystą-

pić do egzaminu. Piotr Ejsmont był wtedy

instruktorem w stopniu sternika morskiego.

Poznaliśmy się, ale nic razem nie wypiliśmy,

gdyż w tamtych czasach dostęp kursanta do

instruktora był trudniejszy niż chłopa do

szlachcica w XVI wieku. Ku mojemu zdzi-

wieniu, Piotruś nie nadużywał tej wyższości

klasowej, tak jak czynili to inni instruktorzy.

W 1964 roku, już ze stopniem sternika jach-

towego i po pierwszym bałtyckim rejsie na

„Syriusie”, dostałem skierowanie z rzeszow-

skiego LOK na rejs z Jastarni. Czekały tam

dwa jachty: „Generał Zaruski” i „Wielkopol-

ska”. Na „Zaruskiego” nikt wtedy nie chciał

iść. Każdy wiedział, że na tej jednostce posa-

dzą go na cały rejs do obsługi szota kliwra

i tyle z żeglarstwa. Za stołem w holu ośrod-

ka siedział Piotrek i zapisywał przybyszów.

Zrozumiałem, że mam szansę, by otrzymać

miejsce na „Wielkopolsce”. Po zakończeniu

urzędowania podszedłem do Piotra jak swój

do swego i mówię: „Piotrek, zapraszam cię

do »Zdrojowej«”. Idziemy więc w kierunku

restauracji, chwilę rozmawiamy jak starzy

znajomi, a on nagle oznajmia: „Ja nie jestem

Piotrek, tylko Mietek, ale to nie ma znacze-

nia. Z bratem się umówiliśmy, że przyjaciele

jednego są przyjaciółmi drugiego”. Te słowa

mnie ośmieliły... Po wizycie w „Zdrojowej”

zaprzyjaźniłem się z Mietkiem okrutnie, na

zabój. Opowiedział mi o planach rejsu do-

okoła świata, a ponieważ w mojej głowie też

świtały podobne marzenia, czuliśmy się jak

bracia. I wiem, że mógłbym się stać trzecim

bratem Ejsmontem, gdyż Mietek gorąco mnie

zapraszał na ten ich wymarzony rejs. Stanęło

na tym, że na razie popłyniemy razem „Wiel-

kopolską” na Bałtyk (…). Mieliśmy na po-

kładzie trzynastego załoganta – był nim pies

Mietka. Za potrzebą trzeba go było wynosić

na pokład. Szczeniak dobrze się orientował

wśród załogi: spoufalał się jedynie ze swym

panem, z kapitanem i z drugim oficerem.

Byłem u niego wysoko notowany, bo wydzie-

lałem mu porcje (…). W Ustce zaprosiłem do

restauracji kapitana i Mietka. W tym miejscu

młodym czytelnikom warto przypomnieć,

jak w narzuconym reżimie sowieckim rozwi-

jało się w Polsce żeglarstwo, sport elitarny.

W gumiakach proletariackich wkraczaliśmy

na pokłady jachtów, gdzie szybko narodziło

się twierdzenie, że po kapitanie najpierw jest

duża przerwa, potem buty kapitana, potem

kupa gnoju, a gdzieś na końcu kursant, że-

glarz czy sternik jachtowy.

Pływając po Bałtyku, bracia ani na moment

nie zapomnieli o swoich dalekomorskich pla-

nach. Niestety, komunistyczna władza pil-

nowała, by nie próbowali więcej wspólnej

ucieczki, dlatego nigdy nie mogli wypływać

w morze razem. Na dodatek odmówiono im

udziału w rejsie polskich żeglarzy dookoła

Ameryki Południowej, choć do załogi zgłosili

się z wielkimi nadziejami i jako jedni z pierw-

szych. Wyprawa na jachcie „Śmiały” (lata

1965 – 1966) trwała 459 dni. Wiodła przez

Kanał Kiloński, Anglię, Wyspy Kanaryjskie,

Cieśninę Magellana, Patagonię, Kanał Panam-

ski i ponownie przez wody Starego Kontynen-

tu. „Śmiały” odwiedził 31 portów i pokonał

22 841 mil. Wielki wyczyn pod polską bande-

rą, ale niestety bez Ejsmontów na pokładzie.

Latem 1965 roku Mieczysław i Piotr uciekli

po raz drugi. Tym razem już świadomie. Piotr

wyruszył jachtem z turystami do Kopenhagi

i tam zszedł na ląd. Mieczysław wystartował

w bałtyckich regatach, symulował chorobę

i także obrał kurs na Danię. Rodzice o uciecz-

ce synów dowiedzieli się dopiero wtedy,

gdy do domu przyszli pracownicy bezpieki.

„Powodem opuszczenia kraju jest chęć opły-

nięcia świata i uprawiania wolnej swobodnej

żeglugi, na co w ojczyźnie nie mamy szans”

– tak argumentowali swoją prośbę o azyl po-

lityczny. Dostali mieszkanie, pracę w fabryce

i zaczęli zbierać każdy grosz na własny jacht.

Po roku kupili kadłub niewielkiej jednostki

i nadali jej imię „John” (na cześć prezyden-

ta Stanów Zjednoczonych Johna Fitzgeralda

Kennedy’ego, który wielokrotnie wypowia-

dał się o potrzebie wprowadzenia wolności

w krajach bloku wschodniego).

W maju 1967 roku Ejsmontowie wyruszyli

w rejs z postanowieniem złożenia wiązan-

ki kwiatów na grobie Kennedy’ego. Na rufie

zawisła bandera Wolnych Polskich Żeglarzy,

którą sami zaprojektowali: biało-czerwona

flaga z wcięciem, błękitną obwódką i orłem

w koronie. Ale wyprawa trwała krótko, zaled-

wie 10 dni. Na Morzu Północnym jacht został

uszkodzony przez duński tankowiec. Bracia

wrócili do fabryki i znów pracowali po kil-

kanaście godzin dziennie, by jak najszybciej

zarobić na kolejną jednostkę.

Tym razem z pomocą przyszła miejscowa

Polonia, otrzymali też odszkodowanie przy-

znane przez izbę morską. W kwietniu 1968

roku zwodowali „Johna II”, a w maju wyru-

szyli z Kopenhagi do Ameryki. Bez przeszkód

pokonali Kanał Kiloński. Kolejne przystanki

Czerwiec 1969 roku. „Polonia” opuszcza Detroit.

Błogosławieństwo przed wypłynięciem z Buenos Aires.

Made with Publuu - flipbook maker