Wrzesień - Październik 2020

**W numerze:** **SAR RATUJE MIENIE ODPŁATNIE** Jak działają nowe przepisy **ŻAGLOWIEC „KAPITAN BORCHARDT”** Pierwsza dekada pod polską banderą **80. ROCZNICA URODZIN BRACI EJSMONTÓW** Marzyciele, uciekinierzy i wolni żeglarze **MIECZÓWKĄ NA MORZE** Jacht 2020 w rejsie wzdłuż polskiego wybrzeża **IZBA POLSKIE JACHTY WKROCZYŁA NA RYNEK TARGÓW** Czy teraz pójdzie za ciosem? **BIAŁE STREFY W POLSKIM ŻEGLARSTWIE** Oswajanie pandemii w sporcie i biznesie **TES 246 VERSUS** Mały cruiser z charakterem

31

www.wiatr.pl

Rejs podzieliliśmy na kilka odcinków: Hel,

Władysławowo, Rowy, Kołobrzeg i Świno-

ujście. Jednak poza postojem we Władysła-

wowie, wszędzie nocowaliśmy na plażach

w pobliżu miejscowości.

Jak się spisywała łódka?

Żegluga była przyjemna i zazwyczaj dość

bezpieczna. Mieliśmy jeden dzień z silnym

wiatrem, wiało do pięciu stopni w skali Be-

auforta. Ale nawet w takich warunkach mo-

gliśmy pokonywać kolejne mile, oczywiście

na zredukowanych żaglach i przy zachowa-

niu ostrożności. Trzeba pamiętać o ciągłej

koncentracji, nawet wtedy, gdy warunki

wydają się plażowe. Jacht 2020 nie jest bo-

wiem zaprojektowany do pełnomorskiej że-

glugi. Funkcję falochronu dość często pełni

załogant, przyjmując na siebie większe fale.

Mniejsze natomiast załamują się na burto-

wym rancie (ten element pokładu ułatwia

także przenoszenie jednostki).

Łódka pływa ostro na wiatr, nawet na

samym foku zdobywa wysokość. Jest sta-

bilna przy większej prędkości i zaskakuje

osiągami. Uzyskiwaliśmy prędkości prze-

kraczające 10 węzłów, a regularnie udawa-

ło się płynąć z prędkością siedmiu węzłów.

Często, chyba przez trzy czwarte trasy,

używaliśmy genakera, który z jednej strony

sprawiał nam mnóstwo frajdy, ale z drugiej

zmuszał do większej ostrożności. Dla dwu-

osobowej załogi pewnym problemem może

być ciężar łodzi – nie dawaliśmy rady wy-

ciągać jej na plażę. Nie było natomiast pro-

blemów z odchodzeniem, wyrywaniem ko-

twicy, czy też sprawnym łapaniem wiatru

w strefie przybojowej. Tylko raz, w Helu,

o poranku mieliśmy półwiatr. Pozostałe dni

witały nas podmuchami z kierunków pół-

nocnych, ale mimo to nie mieliśmy proble-

mów z odbijaniem od brzegu.

Jaką przyjęliście strategię?

Chcieliśmy małymi skokami posuwać się

w stronę Świnoujścia. Dopuszczaliśmy też

zakończenie wyprawy w jednym z wcze-

śniejszych portów, bo musieliśmy oddać

jacht po tygodniu. Założyliśmy, że będzie-

my żeglować nie dłużej niż 9, 10 godzin

dziennie. Najdłuższy etap trwał dokładnie

11 godzin i minutę, pokonaliśmy wtedy 53

mile. Najdłuższy pokonany odcinek to 56

mil. Gdy brakowało wiatru, zostawaliśmy

na plaży i czytaliśmy książki.

Uważamy, że planowanie krótszych etapów

daje większy komfort i poczucie bezpieczeń-

stwa, bo wbrew pozorom polskie wybrze-

że to nie tylko piasek. Zdarzają się miejsca,

w których jest sporo kamieni – może niezbyt

dużych, ale mogących uszkodzić poszycie.

Problemem były też stalowe liny rozciągnięte

między rzędami drewnianych dalb wbitych

w dno (oznakowany na wodzie i na mapie

akwen wyłączony z żeglugi w pobliżu Koło-

brzegu). Trzeba być gotowym na niespodzian-

ki – przybrzeżnej żeglugi nie można traktować

rutynowo. Staraliśmy się kończyć pływanie

przed zachodem słońca, przede wszystkim ze

względu na bezpieczeństwo lądowania na nie-

znanej plaży. Nie zawsze się to udawało.

Zapuszczaliście się daleko w morze?

Staraliśmy się żeglować dość blisko brze-

gu, choć jest tam większe zafalowanie. Nie

odpływaliśmy na tyle daleko, by stracić ląd

z oczu. Odchodzenie wymuszały okoliczno-

ści, na przykład zamykane akweny wojsko-

we czy też niedostępny akwen Słowińskie-

go Parku Narodowego. To dość dziwne, że

zabrania się żeglugi przez obszar tego par-

ku, a na przykład Woliński Park Narodowy

możemy już trawersować blisko plaży. Jeśli

chodzi o obszary militarne, są one zamyka-

ne czasowo. Staraliśmy się więc dopływać

do nich w chwili, gdy restrykcje przestawały

obowiązywać. Planowaliśmy żeglugę w taki

sposób, by nie czekać bezczynnie na plaży

lub nie odchodzić zbyt daleko w morze.

Wyzwaniem było zapewne kotwiczenie.

Mieliśmy aluminiową kotwicę, bo tra-

dycyjna byłaby zbyt ciężka. Szkoda, że

nie wzięliśmy dwóch, bo druga ułatwiłaby

mocowanie cumy lądowej. Korzystaliśmy

więc z kamieni, dalb i większych konarów

wyrzuconych na plażę. Stawaliśmy rufą do

brzegu, a później łódka sama mościła się

w piasku. Jednak, gdy była większa fala,

odsuwaliśmy ją od brzegu na kotwicy, by

nie miała kontaktu z dnem. Sypialiśmy

w namiocie rozbijanym na plaży. Jedynie

drugą noc spędziliśmy w Porcie Władysła-

wowo, rozbijając namiot w kokpicie (ideal-

nie się mieścił, ale trzeba podkładać buty

pod końcówki pałąków, by uniknąć zaryso-

wania pokładu).

Co wydawał kambuz?

Zabraliśmy potrawy liofilizowane. Poza

tym każdego ranka robiliśmy jakieś danie

jednogarnkowe do termosu, najczęściej był

to kuskus. Chcieliśmy spożywać pełnowar-

tościowe i kaloryczne posiłki na wypadek

wywrotki i konieczności oczekiwania na

pomoc.

Musieliście mieć jakieś dokumenty?

Nie mieliśmy żadnych papierów. Łódka

nie ma karty bezpieczeństwa, więc po pro-

stu popłynęliśmy. Do Władysławowa wpły-

nęliśmy pod żaglami, a rano, przed opusz-

czeniem portu, zgłosiliśmy wyjście – oficer

portowy nie zgłaszał przeciwwskazań.

Jak reagowali plażowicze?

Budziliśmy spore zainteresowanie. Nie-

którzy nas rozpoznawali, ale częściej po-

zostawaliśmy anonimowi. Plażowicze py-

tali o trasę i warunki bytowania na jachcie.

Niekiedy stawaliśmy się swego rodzaju

atrakcją turystyczną i wtedy proszono nas

o wspólne zdjęcia.

Czego wam brakowało podczas rejsu?

Lodówki i zimnych napojów. A także ba-

terii słonecznej do ładowania naszych urzą-

dzeń. Świetnie natomiast się sprawdziły duże

odbijacze, które zabraliśmy w celu ochrony

burt oraz z myślą o przetaczaniu kadłuba po

plaży. Okazało się jednak, że stanowiły uni-

wersalne wyposażenie – były na przykład

wygodnymi siedziskami.

Nie boicie się, że teraz znajdziecie zbyt

wielu naśladowców, którzy nie potrafią

mierzyć sił i umiejętności na zamiary?

W Polsce przyjęło się, że żeglarstwo to

pływanie klubowe, z licznymi załogami, na

dużych jachtach. Jednak w wielu krajach

amatorzy pływają parami lub nawet samot-

nie – na łódkach, które co prawda stwarzają

pewne ograniczenia, ale zarazem otwie-

rają nowe możliwości. Nasz rejs pokazał,

że można organizować ciekawe wyprawy

niskobudżetowe, bezpieczne i dające wie-

le satysfakcji. Jeśli ktoś lubi morze, święty

spokój i nocleg na łonie natury, to podczas

takiego rejsu znajdzie wszystko.

Rozmawiał Marek Słodownik

„Najdłuższy etap trwał 11 godzin i minutę, pokonaliśmy wtedy 53 mile”.

ISSN 2084-1299

www.wiatr.pl

WYDAWCA: Olejnik Media, ul. Starowiejska 1g/11, 61-664 Poznań

Projekt graficzny i skład: Bogusław Lepiesza

KONTAKT:

Krzysztof Olejnik, redaktor naczelny

tel. 609 190 160, redakcja@magazynwiatr.pl

Agnieszka Olszak, dyrektor marketingu i reklamy

tel. 668 802 122, reklama@magazynwiatr.pl

Za treść ogłoszeń redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Niezamówionych

materiałów i utworów redakcja i wydawca nie zwracają. Redakcja zastrzega

sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów zaakceptowanych do druku.

„Wiatr” magazine is a member of The Polish Chamber of Marine

Industry and Water Sports

„Wiatr” magazine is monitored by the Institute of Media Monitoring

„WIATR” magazine is The Winner

of Polish Yachting Association's

Golden Bell Award 2013

Made with Publuu - flipbook maker