31
www.wiatr.pl
Rejs podzieliliśmy na kilka odcinków: Hel,
Władysławowo, Rowy, Kołobrzeg i Świno-
ujście. Jednak poza postojem we Władysła-
wowie, wszędzie nocowaliśmy na plażach
w pobliżu miejscowości.
Jak się spisywała łódka?
Żegluga była przyjemna i zazwyczaj dość
bezpieczna. Mieliśmy jeden dzień z silnym
wiatrem, wiało do pięciu stopni w skali Be-
auforta. Ale nawet w takich warunkach mo-
gliśmy pokonywać kolejne mile, oczywiście
na zredukowanych żaglach i przy zachowa-
niu ostrożności. Trzeba pamiętać o ciągłej
koncentracji, nawet wtedy, gdy warunki
wydają się plażowe. Jacht 2020 nie jest bo-
wiem zaprojektowany do pełnomorskiej że-
glugi. Funkcję falochronu dość często pełni
załogant, przyjmując na siebie większe fale.
Mniejsze natomiast załamują się na burto-
wym rancie (ten element pokładu ułatwia
także przenoszenie jednostki).
Łódka pływa ostro na wiatr, nawet na
samym foku zdobywa wysokość. Jest sta-
bilna przy większej prędkości i zaskakuje
osiągami. Uzyskiwaliśmy prędkości prze-
kraczające 10 węzłów, a regularnie udawa-
ło się płynąć z prędkością siedmiu węzłów.
Często, chyba przez trzy czwarte trasy,
używaliśmy genakera, który z jednej strony
sprawiał nam mnóstwo frajdy, ale z drugiej
zmuszał do większej ostrożności. Dla dwu-
osobowej załogi pewnym problemem może
być ciężar łodzi – nie dawaliśmy rady wy-
ciągać jej na plażę. Nie było natomiast pro-
blemów z odchodzeniem, wyrywaniem ko-
twicy, czy też sprawnym łapaniem wiatru
w strefie przybojowej. Tylko raz, w Helu,
o poranku mieliśmy półwiatr. Pozostałe dni
witały nas podmuchami z kierunków pół-
nocnych, ale mimo to nie mieliśmy proble-
mów z odbijaniem od brzegu.
Jaką przyjęliście strategię?
Chcieliśmy małymi skokami posuwać się
w stronę Świnoujścia. Dopuszczaliśmy też
zakończenie wyprawy w jednym z wcze-
śniejszych portów, bo musieliśmy oddać
jacht po tygodniu. Założyliśmy, że będzie-
my żeglować nie dłużej niż 9, 10 godzin
dziennie. Najdłuższy etap trwał dokładnie
11 godzin i minutę, pokonaliśmy wtedy 53
mile. Najdłuższy pokonany odcinek to 56
mil. Gdy brakowało wiatru, zostawaliśmy
na plaży i czytaliśmy książki.
Uważamy, że planowanie krótszych etapów
daje większy komfort i poczucie bezpieczeń-
stwa, bo wbrew pozorom polskie wybrze-
że to nie tylko piasek. Zdarzają się miejsca,
w których jest sporo kamieni – może niezbyt
dużych, ale mogących uszkodzić poszycie.
Problemem były też stalowe liny rozciągnięte
między rzędami drewnianych dalb wbitych
w dno (oznakowany na wodzie i na mapie
akwen wyłączony z żeglugi w pobliżu Koło-
brzegu). Trzeba być gotowym na niespodzian-
ki – przybrzeżnej żeglugi nie można traktować
rutynowo. Staraliśmy się kończyć pływanie
przed zachodem słońca, przede wszystkim ze
względu na bezpieczeństwo lądowania na nie-
znanej plaży. Nie zawsze się to udawało.
Zapuszczaliście się daleko w morze?
Staraliśmy się żeglować dość blisko brze-
gu, choć jest tam większe zafalowanie. Nie
odpływaliśmy na tyle daleko, by stracić ląd
z oczu. Odchodzenie wymuszały okoliczno-
ści, na przykład zamykane akweny wojsko-
we czy też niedostępny akwen Słowińskie-
go Parku Narodowego. To dość dziwne, że
zabrania się żeglugi przez obszar tego par-
ku, a na przykład Woliński Park Narodowy
możemy już trawersować blisko plaży. Jeśli
chodzi o obszary militarne, są one zamyka-
ne czasowo. Staraliśmy się więc dopływać
do nich w chwili, gdy restrykcje przestawały
obowiązywać. Planowaliśmy żeglugę w taki
sposób, by nie czekać bezczynnie na plaży
lub nie odchodzić zbyt daleko w morze.
Wyzwaniem było zapewne kotwiczenie.
Mieliśmy aluminiową kotwicę, bo tra-
dycyjna byłaby zbyt ciężka. Szkoda, że
nie wzięliśmy dwóch, bo druga ułatwiłaby
mocowanie cumy lądowej. Korzystaliśmy
więc z kamieni, dalb i większych konarów
wyrzuconych na plażę. Stawaliśmy rufą do
brzegu, a później łódka sama mościła się
w piasku. Jednak, gdy była większa fala,
odsuwaliśmy ją od brzegu na kotwicy, by
nie miała kontaktu z dnem. Sypialiśmy
w namiocie rozbijanym na plaży. Jedynie
drugą noc spędziliśmy w Porcie Władysła-
wowo, rozbijając namiot w kokpicie (ideal-
nie się mieścił, ale trzeba podkładać buty
pod końcówki pałąków, by uniknąć zaryso-
wania pokładu).
Co wydawał kambuz?
Zabraliśmy potrawy liofilizowane. Poza
tym każdego ranka robiliśmy jakieś danie
jednogarnkowe do termosu, najczęściej był
to kuskus. Chcieliśmy spożywać pełnowar-
tościowe i kaloryczne posiłki na wypadek
wywrotki i konieczności oczekiwania na
pomoc.
Musieliście mieć jakieś dokumenty?
Nie mieliśmy żadnych papierów. Łódka
nie ma karty bezpieczeństwa, więc po pro-
stu popłynęliśmy. Do Władysławowa wpły-
nęliśmy pod żaglami, a rano, przed opusz-
czeniem portu, zgłosiliśmy wyjście – oficer
portowy nie zgłaszał przeciwwskazań.
Jak reagowali plażowicze?
Budziliśmy spore zainteresowanie. Nie-
którzy nas rozpoznawali, ale częściej po-
zostawaliśmy anonimowi. Plażowicze py-
tali o trasę i warunki bytowania na jachcie.
Niekiedy stawaliśmy się swego rodzaju
atrakcją turystyczną i wtedy proszono nas
o wspólne zdjęcia.
Czego wam brakowało podczas rejsu?
Lodówki i zimnych napojów. A także ba-
terii słonecznej do ładowania naszych urzą-
dzeń. Świetnie natomiast się sprawdziły duże
odbijacze, które zabraliśmy w celu ochrony
burt oraz z myślą o przetaczaniu kadłuba po
plaży. Okazało się jednak, że stanowiły uni-
wersalne wyposażenie – były na przykład
wygodnymi siedziskami.
Nie boicie się, że teraz znajdziecie zbyt
wielu naśladowców, którzy nie potrafią
mierzyć sił i umiejętności na zamiary?
W Polsce przyjęło się, że żeglarstwo to
pływanie klubowe, z licznymi załogami, na
dużych jachtach. Jednak w wielu krajach
amatorzy pływają parami lub nawet samot-
nie – na łódkach, które co prawda stwarzają
pewne ograniczenia, ale zarazem otwie-
rają nowe możliwości. Nasz rejs pokazał,
że można organizować ciekawe wyprawy
niskobudżetowe, bezpieczne i dające wie-
le satysfakcji. Jeśli ktoś lubi morze, święty
spokój i nocleg na łonie natury, to podczas
takiego rejsu znajdzie wszystko.
Rozmawiał Marek Słodownik
„Najdłuższy etap trwał 11 godzin i minutę, pokonaliśmy wtedy 53 mile”.
ISSN 2084-1299
www.wiatr.pl
WYDAWCA: Olejnik Media, ul. Starowiejska 1g/11, 61-664 Poznań
Projekt graficzny i skład: Bogusław Lepiesza
KONTAKT:
Krzysztof Olejnik, redaktor naczelny
tel. 609 190 160, redakcja@magazynwiatr.pl
Agnieszka Olszak, dyrektor marketingu i reklamy
tel. 668 802 122, reklama@magazynwiatr.pl
Za treść ogłoszeń redakcja nie ponosi odpowiedzialności. Niezamówionych
materiałów i utworów redakcja i wydawca nie zwracają. Redakcja zastrzega
sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów zaakceptowanych do druku.
„Wiatr” magazine is a member of The Polish Chamber of Marine
Industry and Water Sports
„Wiatr” magazine is monitored by the Institute of Media Monitoring
„WIATR” magazine is The Winner
of Polish Yachting Association's
Golden Bell Award 2013