Czerwiec - Lipiec 2020

**W numerze:** WSZYSTKO ZA ŻYCIE Niezwykłe losy Ludka Mączki i jachtu „Maria” JACHT FILM W SIECI Filmy żeglarskie w internecie ZALEW WIŚLANY Na wschód od przekopu mierzei ŻEGLARSKI MUNDIAL Walka narodowych teamów w SSL Gold Cup KLASA LASER Nowy sprzęt i nowy podział rynku

35

www.wiatr.pl

Trzy lata później musiałem wyjechać z żoną

do Londynu, do chorego ojca. Nie wiedzia-

łem, jak długo ten mój pobyt potrwa. Ludek

przez ponad rok opłacał za nas sublokatorskie

mieszkanie, choć sam tam nie mieszkał.

Zdawałeś u niego egzamin z astronawiga-

cji. Jakim był egzaminatorem?

Sytuacja była bardziej skomplikowana, po-

nieważ wcześniej to Ludek zdawał u mnie na

sternika morskiego. Później ja stanąłem przed

nim (to było w 1964 roku). Egzamin był specy-

ficzny, bo on dużą wagę przykładał do umie-

jętności praktycznych, nie skupiał się na teorii.

Tak długo tłumaczył mi zawiłości astronawi-

gacji, aż uznał, że umiem. Nie robił ceremonii

z egzaminu, zresztą on w ogóle nie przywiązy-

wał wagi do tytułów, stopni i hierarchii.

Później była Mongolia. Wyprawa nauko-

wa i nowe doświadczenia. Czy tęsknił za

żeglowaniem?

To była dla niego okazja do poznania świa-

ta. Pokochał ten kraj, miał tam nawet swojego

konia i spędzał mnóstwo czasu na górskich

włóczęgach. Nie przestawał jednak myśleć

o morzu i swoim rejsie.

Jak trafił a pokład „Śmiałego”, który pły-

nął dookoła Ameryki Południowej?

Wyprawa miała charakter badawczy, więc

Ludek – geolog i znany żeglarz – dołączył do

załogi w Buenos Aires i został oficerem. Żeglu-

ga przez Cieśninę Magellana i badania naukowe

w Chile, to był dla Ludka wspaniały czas. Jed-

nak drogi powrotnej przez Atlantyk nie wspo-

minał zbyt dobrze. Głównie z uwagi na postać

kapitana Bolesława Kowalskiego, z którym nie

potrafił zbudować poprawnych relacji. Po pro-

stu nie akceptował jego autorytarnego stylu.

W pewnym momencie Ludek został wyłączony

z wacht i oddelegowany do naprawy żagli, które

darły się na potęgę. Dopiero wtedy, jak mówił,

odetchnął.

Jak wyglądały jego relacje rodzinne?

Rodzina akceptowała jego życiowe wybory,

a mama wprost go uwielbiała. Oczywiście, bo-

leli nad tym, że tak często wyjeżdżał na długie

miesiące i lata, ale nie czynili mu z tego powodu

zarzutów. Ciekawostką jest, że ze swą siostrą

korespondował po hiszpańsku. Hiszpańskiego

nauczył się podczas rejsu na „Śmiałym”. Chcąc

doskonalić tę umiejętność, poprosił siostrę,

z wykształcenia iberystkę, by korespondowali

ze sobą właśnie w tym języku.

A jak wyglądały jego relacje z kobietami?

To sprawa, która budzi ciekawość, bo już kil-

ka razy byłem o to pytany. On nie miał relacji

z kobietami. Unikał ich. Choć miał całkiem

spore grono wielbicielek. Koledzy mawiali, że

przed kobietami ucieka. Swego czasu u jednej

z koleżanek był zameldowany, ale nie chodziło

tu o uczucia, ale chłodną kalkulację. Otóż ko-

leżanka mieszkała samotnie w dużym miesz-

kaniu, a zameldowanie drugiej osoby powodo-

wało, że unikała opłat i kłopotów związanych

z tzw. nadmetrażem. Ludek mówił o swojej mi-

sji, że tym meldunkiem „zabezpiecza metry”.

Później był kontrakt w Zambii. Jak to

się stało, że wyruszył do Afryki?

Jego przyjaciel, Jerzy Wróblicki, potrzebo-

wał współpracownika w Zambii i wysłał mu

oficjalne zaproszenie. Ludek pojechał do fir-

my Polservice, która pośredniczyła wówczas

w zatrudnianiu Polaków za granicą. Wywołał

tam wielkie zdziwienie wśród urzędników.

Tłumaczyli mu, że to oni są od wysyłania

ludzi, a potencjalni pracownicy muszą cier-

pliwie czekać na oferty. Ludek jednak wy-

ciągnął imienne zaproszenie i po kilku tygo-

dniach miał w kieszeni lukratywny kontrakt.

W Zambii spędził ponad trzy lata.

Czy właśnie tam uzbierał na jacht?

Zarabiał nieźle, a potrzeby miał minimalne.

Odłożył sporą sumę i policzył, że wystarczy

mu na jacht i trzyletni rejs po świecie. Zupeł-

nie nie dbał o to, co będzie później.

Dlaczego na rejs swoich marzeń wybrał

właśnie „Marię”?

Długo szukał odpowiedniego jachtu. Wie-

dział czego chce, ale nie mógł trafić na właści-

wą jednostkę. W drodze powrotnej z Zambii

wybrał się do Szwecji, by tam znaleźć coś dla

siebie. Nie znalazł. Wreszcie dostał wiadomość,

że Jerzy Mańkowski zbudował w Trójmieście

drewniany dwumasztowy jacht. Gdy go zo-

baczył, od razu wiedział, że to jest właśnie to.

Zwykł mawiać, że między masztami jest dużo

miejsca na hamak. Informację o możliwości

zakupu „Marii” dostał od Danuty Zjawińskiej

z PZŻ, matki chrzestnej jachtu. Była to trzecia

podobna jednostka zbudowana przez Jurka

Mańkowskiego. Poprzednie egzemplarze kupili

Polacy mieszkający na obczyźnie.

Wojtek Jacobson i Ludek Mączka znów razem na pokładzie…

…i na przystani Campingu Marina w 2003 roku.

Rok 1984. Port Le Havre na północy Francji. Fot. J. Kurbiel

Worek cebuli. Na kilka tygodni wystarczy. Fot. J. Kurbiel

Made with Publuu - flipbook maker