35
www.wiatr.pl
Trzy lata później musiałem wyjechać z żoną
do Londynu, do chorego ojca. Nie wiedzia-
łem, jak długo ten mój pobyt potrwa. Ludek
przez ponad rok opłacał za nas sublokatorskie
mieszkanie, choć sam tam nie mieszkał.
Zdawałeś u niego egzamin z astronawiga-
cji. Jakim był egzaminatorem?
Sytuacja była bardziej skomplikowana, po-
nieważ wcześniej to Ludek zdawał u mnie na
sternika morskiego. Później ja stanąłem przed
nim (to było w 1964 roku). Egzamin był specy-
ficzny, bo on dużą wagę przykładał do umie-
jętności praktycznych, nie skupiał się na teorii.
Tak długo tłumaczył mi zawiłości astronawi-
gacji, aż uznał, że umiem. Nie robił ceremonii
z egzaminu, zresztą on w ogóle nie przywiązy-
wał wagi do tytułów, stopni i hierarchii.
Później była Mongolia. Wyprawa nauko-
wa i nowe doświadczenia. Czy tęsknił za
żeglowaniem?
To była dla niego okazja do poznania świa-
ta. Pokochał ten kraj, miał tam nawet swojego
konia i spędzał mnóstwo czasu na górskich
włóczęgach. Nie przestawał jednak myśleć
o morzu i swoim rejsie.
Jak trafił a pokład „Śmiałego”, który pły-
nął dookoła Ameryki Południowej?
Wyprawa miała charakter badawczy, więc
Ludek – geolog i znany żeglarz – dołączył do
załogi w Buenos Aires i został oficerem. Żeglu-
ga przez Cieśninę Magellana i badania naukowe
w Chile, to był dla Ludka wspaniały czas. Jed-
nak drogi powrotnej przez Atlantyk nie wspo-
minał zbyt dobrze. Głównie z uwagi na postać
kapitana Bolesława Kowalskiego, z którym nie
potrafił zbudować poprawnych relacji. Po pro-
stu nie akceptował jego autorytarnego stylu.
W pewnym momencie Ludek został wyłączony
z wacht i oddelegowany do naprawy żagli, które
darły się na potęgę. Dopiero wtedy, jak mówił,
odetchnął.
Jak wyglądały jego relacje rodzinne?
Rodzina akceptowała jego życiowe wybory,
a mama wprost go uwielbiała. Oczywiście, bo-
leli nad tym, że tak często wyjeżdżał na długie
miesiące i lata, ale nie czynili mu z tego powodu
zarzutów. Ciekawostką jest, że ze swą siostrą
korespondował po hiszpańsku. Hiszpańskiego
nauczył się podczas rejsu na „Śmiałym”. Chcąc
doskonalić tę umiejętność, poprosił siostrę,
z wykształcenia iberystkę, by korespondowali
ze sobą właśnie w tym języku.
A jak wyglądały jego relacje z kobietami?
To sprawa, która budzi ciekawość, bo już kil-
ka razy byłem o to pytany. On nie miał relacji
z kobietami. Unikał ich. Choć miał całkiem
spore grono wielbicielek. Koledzy mawiali, że
przed kobietami ucieka. Swego czasu u jednej
z koleżanek był zameldowany, ale nie chodziło
tu o uczucia, ale chłodną kalkulację. Otóż ko-
leżanka mieszkała samotnie w dużym miesz-
kaniu, a zameldowanie drugiej osoby powodo-
wało, że unikała opłat i kłopotów związanych
z tzw. nadmetrażem. Ludek mówił o swojej mi-
sji, że tym meldunkiem „zabezpiecza metry”.
Później był kontrakt w Zambii. Jak to
się stało, że wyruszył do Afryki?
Jego przyjaciel, Jerzy Wróblicki, potrzebo-
wał współpracownika w Zambii i wysłał mu
oficjalne zaproszenie. Ludek pojechał do fir-
my Polservice, która pośredniczyła wówczas
w zatrudnianiu Polaków za granicą. Wywołał
tam wielkie zdziwienie wśród urzędników.
Tłumaczyli mu, że to oni są od wysyłania
ludzi, a potencjalni pracownicy muszą cier-
pliwie czekać na oferty. Ludek jednak wy-
ciągnął imienne zaproszenie i po kilku tygo-
dniach miał w kieszeni lukratywny kontrakt.
W Zambii spędził ponad trzy lata.
Czy właśnie tam uzbierał na jacht?
Zarabiał nieźle, a potrzeby miał minimalne.
Odłożył sporą sumę i policzył, że wystarczy
mu na jacht i trzyletni rejs po świecie. Zupeł-
nie nie dbał o to, co będzie później.
Dlaczego na rejs swoich marzeń wybrał
właśnie „Marię”?
Długo szukał odpowiedniego jachtu. Wie-
dział czego chce, ale nie mógł trafić na właści-
wą jednostkę. W drodze powrotnej z Zambii
wybrał się do Szwecji, by tam znaleźć coś dla
siebie. Nie znalazł. Wreszcie dostał wiadomość,
że Jerzy Mańkowski zbudował w Trójmieście
drewniany dwumasztowy jacht. Gdy go zo-
baczył, od razu wiedział, że to jest właśnie to.
Zwykł mawiać, że między masztami jest dużo
miejsca na hamak. Informację o możliwości
zakupu „Marii” dostał od Danuty Zjawińskiej
z PZŻ, matki chrzestnej jachtu. Była to trzecia
podobna jednostka zbudowana przez Jurka
Mańkowskiego. Poprzednie egzemplarze kupili
Polacy mieszkający na obczyźnie.
Wojtek Jacobson i Ludek Mączka znów razem na pokładzie…
…i na przystani Campingu Marina w 2003 roku.
Rok 1984. Port Le Havre na północy Francji. Fot. J. Kurbiel
Worek cebuli. Na kilka tygodni wystarczy. Fot. J. Kurbiel