Czerwiec - Lipiec 2020

**W numerze:** WSZYSTKO ZA ŻYCIE Niezwykłe losy Ludka Mączki i jachtu „Maria” JACHT FILM W SIECI Filmy żeglarskie w internecie ZALEW WIŚLANY Na wschód od przekopu mierzei ŻEGLARSKI MUNDIAL Walka narodowych teamów w SSL Gold Cup KLASA LASER Nowy sprzęt i nowy podział rynku

historia życie i jacht ludomira mączki

34

czerwiec – lipiec – sierpień 2020

ojciech Jacobson i Ludek Mącz-

ka poznali się na obozie żeglar-

skim w Trzebieży w 1949 roku.

W zgrupowaniu uczestniczyli członkowie

rozwiązanego kilka miesięcy wcześniej Aka-

demickiego Związku Morskiego. – Mieszkali-

śmy w mieście, nie było jeszcze Centralnego

Ośrodka Sportu. Trafiłem z Ludkiem do jednej

wachty i od razu znaleźliśmy wspólny język.

To był początek naszej wieloletniej przyjaź-

ni – wspomina Wojtek Jacobson w rozmowie

z Markiem Słodownikiem.

Marek Słodownik: Jaki był Ludek?

Wojciech Jacobson: Niezwykle barwna po-

stać. Pasjonat militariów – po zajęciach przecze-

sywał okoliczne lasy w poszukiwaniu pamiątek

z wojny i znosił je do domu, przede wszystkim

amunicję. Nie przywiązywał wagi do stroju,

zwykle był ubrany w wojskowe ciuchy z demo-

bilu. Choć miał już doświadczenie żeglarskie

i patent sternika, nie zabiegał o funkcję star-

szego wachty, był nim mój kolega ze studiów

Włodek Bąkowski, który dość szybko został

przez Ludka ochrzczony mianem „Kapo”. Lu-

dek zawsze pozostawał z boku, nie pchał się do

pierwszego szeregu. Nawet później, gdy żeglo-

wał już na „Marii”, chętnie oddawał manew-

rowanie gościom. Sam wolał się zająć życiem

towarzyskim i lekturą. Nigdy nie zdradzał aspi-

racji kapitańskich, ale jednocześnie wiedział,

że prawdziwie wolny będzie wtedy, gdy ciężar

przygotowań do wielkich rejsów oraz prowa-

dzenie jachtu weźmie na swoje barki.

Wracał później na Zalew Szczeciński?

O, tak. Zakochał się w tym akwenie i polubił

Trzebież. Poznał także Szczecin. Już wówczas

myślał o przeprowadzce bliżej morza. Podobały

mu się stosunki panujące w środowisku szcze-

cińskich żeglarzy, przede wszystkim atmosfera

życzliwości i pewnego braterstwa. Cały ko-

lejny sezon żeglował na jachtach Jacht Klubu

AZS Szczecin. Później każdego lata spędzał

na szczecińskich wodach kilka tygodni. Został

instruktorem, żeglował, był wolny...

Czy już wówczas planował dalekie rejsy?

Na pewno o nich marzył. Wykorzystywał

każdą okazją, aby znaleźć się w załodze.

W 1957 roku, na pokładzie jachtu „Zew Mo-

rza”, brał udział w pamiętnym rejsie do Na-

rwiku. Gdy zaczął mówić o swoich oceanicz-

nych planach, przyjmowaliśmy je z pewnym

niedowierzaniem.

Jaki miał stosunek do spraw materialnych?

Nie dbał o rzeczy przyziemne i miał nie-

zwykle małe wymagania. Jeśli miał co zjeść

i gdzie spać – był zadowolony. Zwykle po-

mieszkiwał u znajomych. Jego jedynym do-

bytkiem był plecak z książkami i śpiwór.

Posiedział u kogoś kilka dni, a później się

przenosił dalej. Przez pewien czas mieszkał

na zimowej przystani na wyspie, na Odrze.

Koledzy przynosili mu chleb ze stołówki, bo

z finansami było u niego krucho. Prowadził

taki koczowniczy tryb życia. Ale nie narze-

kał, to był jego wybór.

Czy ten styl tolerowali współpracownicy

z firmy geologicznej?

On pasował wszędzie. Miał niezwykłą umie-

jętność przystosowywania się do warunków.

Budził też sympatię przełożonych. W Geo-

projekcie miał bardzo wyrozumiałą szefową.

Tak wyrozumiałą, że na grudniową wyprawę

otwartą szalupą ze Szczecina do Gdyni (wraz

z Januszem Misiewiczem) dała mu służbową

delegację. Miał pretekst, bo musiał coś załatwić

w Trójmieście.

Miał zadatki na naukowca?

Profesor Alfred Jahn, wybitny uczony i póź-

niejszy rektor Uniwersytetu Wrocławskiego,

wspominał kiedyś, że oferował Ludkowi asy-

stenturę. Ten, po długim namyśle, wybrał jed-

nak żeglarstwo.

Kiedy się przeniósł do Szczecina?

Był 1955 rok. Pamiętam dobrze, bo wylą-

dował u mnie w domu. Dla niego było oczy-

wiste, że zamieszka właśnie u mnie. Później

kolędował sprawiedliwie po znajomych, wszę-

dzie był przyjmowany z otwartymi rękoma.

Zawsze starał się być pożyteczny – pilnował

dzieci i gotował. Choć z tym gotowaniem to

raczej były próby jednorazowe, gdyż gospo-

darze miewali na ogół inne gusta kulinarne.

Ludek uwielbiał czosnek i ostre przyprawy...

Wszystko za wolność. Ludek

we wspomnieniach Wojtka Jacobsona

Wrzesień 1973 roku. Wyjście „Marii” w pierwszy rejs dookoła świata.

Fot. Andrzej Sokołowski

Rok 1983. Czyszczenie steru w Brazylii, na wyspie Itaparica (w pobliżu miasta Salwador).

Made with Publuu - flipbook maker