historia życie i jacht ludomira mączki
34
czerwiec – lipiec – sierpień 2020
ojciech Jacobson i Ludek Mącz-
ka poznali się na obozie żeglar-
skim w Trzebieży w 1949 roku.
W zgrupowaniu uczestniczyli członkowie
rozwiązanego kilka miesięcy wcześniej Aka-
demickiego Związku Morskiego. – Mieszkali-
śmy w mieście, nie było jeszcze Centralnego
Ośrodka Sportu. Trafiłem z Ludkiem do jednej
wachty i od razu znaleźliśmy wspólny język.
To był początek naszej wieloletniej przyjaź-
ni – wspomina Wojtek Jacobson w rozmowie
z Markiem Słodownikiem.
Marek Słodownik: Jaki był Ludek?
Wojciech Jacobson: Niezwykle barwna po-
stać. Pasjonat militariów – po zajęciach przecze-
sywał okoliczne lasy w poszukiwaniu pamiątek
z wojny i znosił je do domu, przede wszystkim
amunicję. Nie przywiązywał wagi do stroju,
zwykle był ubrany w wojskowe ciuchy z demo-
bilu. Choć miał już doświadczenie żeglarskie
i patent sternika, nie zabiegał o funkcję star-
szego wachty, był nim mój kolega ze studiów
Włodek Bąkowski, który dość szybko został
przez Ludka ochrzczony mianem „Kapo”. Lu-
dek zawsze pozostawał z boku, nie pchał się do
pierwszego szeregu. Nawet później, gdy żeglo-
wał już na „Marii”, chętnie oddawał manew-
rowanie gościom. Sam wolał się zająć życiem
towarzyskim i lekturą. Nigdy nie zdradzał aspi-
racji kapitańskich, ale jednocześnie wiedział,
że prawdziwie wolny będzie wtedy, gdy ciężar
przygotowań do wielkich rejsów oraz prowa-
dzenie jachtu weźmie na swoje barki.
Wracał później na Zalew Szczeciński?
O, tak. Zakochał się w tym akwenie i polubił
Trzebież. Poznał także Szczecin. Już wówczas
myślał o przeprowadzce bliżej morza. Podobały
mu się stosunki panujące w środowisku szcze-
cińskich żeglarzy, przede wszystkim atmosfera
życzliwości i pewnego braterstwa. Cały ko-
lejny sezon żeglował na jachtach Jacht Klubu
AZS Szczecin. Później każdego lata spędzał
na szczecińskich wodach kilka tygodni. Został
instruktorem, żeglował, był wolny...
Czy już wówczas planował dalekie rejsy?
Na pewno o nich marzył. Wykorzystywał
każdą okazją, aby znaleźć się w załodze.
W 1957 roku, na pokładzie jachtu „Zew Mo-
rza”, brał udział w pamiętnym rejsie do Na-
rwiku. Gdy zaczął mówić o swoich oceanicz-
nych planach, przyjmowaliśmy je z pewnym
niedowierzaniem.
Jaki miał stosunek do spraw materialnych?
Nie dbał o rzeczy przyziemne i miał nie-
zwykle małe wymagania. Jeśli miał co zjeść
i gdzie spać – był zadowolony. Zwykle po-
mieszkiwał u znajomych. Jego jedynym do-
bytkiem był plecak z książkami i śpiwór.
Posiedział u kogoś kilka dni, a później się
przenosił dalej. Przez pewien czas mieszkał
na zimowej przystani na wyspie, na Odrze.
Koledzy przynosili mu chleb ze stołówki, bo
z finansami było u niego krucho. Prowadził
taki koczowniczy tryb życia. Ale nie narze-
kał, to był jego wybór.
Czy ten styl tolerowali współpracownicy
z firmy geologicznej?
On pasował wszędzie. Miał niezwykłą umie-
jętność przystosowywania się do warunków.
Budził też sympatię przełożonych. W Geo-
projekcie miał bardzo wyrozumiałą szefową.
Tak wyrozumiałą, że na grudniową wyprawę
otwartą szalupą ze Szczecina do Gdyni (wraz
z Januszem Misiewiczem) dała mu służbową
delegację. Miał pretekst, bo musiał coś załatwić
w Trójmieście.
Miał zadatki na naukowca?
Profesor Alfred Jahn, wybitny uczony i póź-
niejszy rektor Uniwersytetu Wrocławskiego,
wspominał kiedyś, że oferował Ludkowi asy-
stenturę. Ten, po długim namyśle, wybrał jed-
nak żeglarstwo.
Kiedy się przeniósł do Szczecina?
Był 1955 rok. Pamiętam dobrze, bo wylą-
dował u mnie w domu. Dla niego było oczy-
wiste, że zamieszka właśnie u mnie. Później
kolędował sprawiedliwie po znajomych, wszę-
dzie był przyjmowany z otwartymi rękoma.
Zawsze starał się być pożyteczny – pilnował
dzieci i gotował. Choć z tym gotowaniem to
raczej były próby jednorazowe, gdyż gospo-
darze miewali na ogół inne gusta kulinarne.
Ludek uwielbiał czosnek i ostre przyprawy...
Wszystko za wolność. Ludek
we wspomnieniach Wojtka Jacobsona
Wrzesień 1973 roku. Wyjście „Marii” w pierwszy rejs dookoła świata.
Fot. Andrzej Sokołowski
Rok 1983. Czyszczenie steru w Brazylii, na wyspie Itaparica (w pobliżu miasta Salwador).