Później, na wiosnę, wróciliśmy do Polski.
W 1986 roku, na tym samym jachcie, wystar-
towałam z Wojtkiem w atlantyckich regatach
załóg dwuosobowych TWOSTAR. Niestety,
po kilku dniach żeglugi straciliśmy maszt i do
Anglii wróciliśmy na awaryjnym takielunku.
A później zniknęłaś za horyzontem na
kilka lat.
Wyjechałam do Anglii. Z pustymi rękoma.
Miałam tam spędzić dwa miesiące, pracując
przy jachtach w okolicach Plymouth. Ale jak
już zaczęłam, to zostałam na 13 lat. Pozna-
wałam ludzi i jachty. Byłam członkiem załogi
statku ratownictwa morskiego. Żeglowałam
i startowałam w regatach. Tych mniejszych,
lokalnych, oraz w słynnych wyścigach, na
przykład w Fastnet Race. Każdy kolejny se-
zon przynosił nowe żeglarskie doświadcze-
nia, naprawdę sporo się wtedy nauczyłam.
Gdy opowiadasz o tym gotowaniu oraz
o uporczywym szukaniu swojej szansy,
przypomina mi się postać Tracy Edwards
i jej droga do regat Whitbread Race 1989.
Reżyser Alex Holmes przypomniał nam jej
niezwykłą historię w dokumentalnym fil-
mie „Maiden”.
Poznałam Tracy, więc mogę powiedzieć,
że chyba więcej nas różni. Przede wszystkim
mamy odmienne charaktery. Ona zawsze była
przebojową osobą, na lądzie i na morzu, w co-
dziennym życiu oraz na pokładzie. Mi trochę
tego brakuje. Jakoś nie potrafię się rozpychać.
Znajomy z Anglii powiedział mi kiedyś: „Słu-
chaj, nie możesz być taka skromna, jak chcesz
do czegoś dojść w tym żeglarstwie”. Poza tym,
Tracy spotkała na swej drodze przyjaciela
szejka, który otworzył jej drzwi do wielkiego
żeglarskiego świata. Ja takiej osoby nigdy nie
poznałam. Choć czasem ktoś także do mnie wy-
ciągał pomocną dłoń. Gdy przejęłam od Wojtka
marzenia o starcie w OSTAR, spotkałam osobę,
która najpierw zakupiła za 37 tys. funtów alu-
miniowy 40-stopowy jacht „Ntombifuti”, a póź-
niej udostępniła mi tę łódź na wyścig w 2000
roku, czyli na mój pierwszy OSTAR. Zajęłam
wtedy czwarte miejsce w swojej klasie.
Kiedy żeglarstwo stało się twoim profe-
sjonalnym zajęciem?
Pierwszy raz pieniądze za udział w regatach
otrzymałam od właściciela jachtu „Alphagra-
phics” (Andrew Pindar), który zmontował ko-
biecą załogę do regat EDS Atlantic Challenge
2001. To był ciekawy i dość udany projekt, ale
niestety z tym startem związane jest także
moje najgorsze przeżycie na morzu. Na pokła-
dzie było pięć kobiet z różnych krajów. Sztorm
powoli cichł, a morze zaczynało się uspokajać.
Było już szaro. Zegar pokazywał godz. 19.00
i zmrok był coraz bliżej. Przez chwilę byłam
sama w kokpicie, bo druga dziewczyna, któ-
ra miała mi towarzyszyć, jeszcze nie wyszła
na swoją wachtę. Nie byłam przypięta do
jachtu, bo wtedy w ogóle się nie przypinały-
śmy. Nie miałam na sobie kamizelki, bo jakoś
żadna z nas nie miała ochoty nosić ich przez
cały czas. Miałyśmy systemy awaryjne, któ-
rych można użyć w razie akcji „Człowiek za
burtą”, ale nie przypominam sobie, by któraś
z dziewczyn ćwiczyła ich użycie. Łódkę pro-
wadził autopilot. Stałam sobie w głębokim
kokpicie i na tej dużej 60-stopowej łajbie czu-
łam się dość bezpiecznie. Nagle, nie wiadomo
skąd, wyłoniła się wielka fala, która zmyła
mnie z pokładu. Próbowałam się złapać za
kabestan i za reling, ale się nie udało. Kiedy
się wynurzyłam z wody, zobaczyłam rufę od-
dalającej się łodzi... Miałam na sobie jedynie
kurtkę z cienkim kapturkiem. Choć od razu
zrozumiałam, że moje szanse w tej sytuacji są
bardzo małe, zachowywałam się nadzwyczaj
spokojnie. Wiedziałam, że nie ma sensu ma-
chać i krzyczeć – szkoda na to sił. I tak nikt
mnie nie usłyszy. Na szczęście ta sama fala
wyrzuciła jedną z dziewczyn z koi. Po chwili
wszystkie wyskoczyły do kokpitu i się zorien-
towały, że mnie nie ma. Zawróciły i zaczęły
mnie szukać. Gdy mnie już odnalazły, siedem
razy wykonywały podejście. Żartowałam póź-
Ze zniszczonym grotem na mecie regat TWOSTAR.
„Rote 66” z drona. Na pokładzie Asia i Uwe.
Fot. Uwe Röttgering (3)
Asia Pajkowska: „Nie umiem zabiegać o sponsorów. Marketing to nie mój świat”.
plebiscyt ŻEGLARZ ROKU 2019 MAGAZYNU „WIATR”
partnerzy plebiscytu