www.wiatr.pl
Magazyn „Wiatr”: Pięknie się wszystko
układa. Płyniesz przez życie zgodnie z pla-
nem, czy raczej czekasz spokojnie, co przy-
niesie nowy dzień?
Joanna Pajkowska: Nie zaplanowałam mo-
jego żeglarskiego rozwoju z kartką w ręku,
kalkulując i wcielając się w rolę reżysera wła-
snego życia. Zwykle wszystko działo się nie-
jako z dnia na dzień. Można powiedzieć, że
trochę dryfowałam, wykorzystując różne oka-
zje i powiewy wiatru. Oczywiście, marzyłam
o żeglowaniu i kolejnych wyzwaniach, ale do
najważniejszych regat i rejsów przybliżałam
się dość powoli.
Jak to się zaczęło?
Choć rodzice nie byli wodniakami z zami-
łowania, wspólnie ze znajomymi mieli na Za-
lewie Zegrzyńskim małą łódź żaglową typu
Motyl. Odnalazłam nawet stare rodzinne
zdjęcie – siedzę na tej łódce w jakimś przed-
potopowym kapoku. Pamiętam też opowieści
mamy o jej wyprawach Wisłą do Puław, ale
nie znam szczegółów tych ekspedycji. W mój
świat żeglarstwa wkroczyłam dopiero na stu-
diach, na początku lat 80. Najpierw byłam
dwa razy na Mazurach, później wyruszyłam
na morze opalem „Konstanty Maciejewicz”,
z załogą akademickiego klubu. Na taki rejs
trzeba było sobie zapracować, więc zgło-
siłam się do prac remontowych – wolałam
szlifować kadłub, niż na przykład układać
klubowy śpiewnik piosenek żeglarskich. Po-
płynęliśmy do Karlskrony w Szwecji w ra-
mach Operacji Żagiel. Morze od razu mnie
urzekło. Czułam, że takie żeglowanie, z dala
od lądów, jest czymś zupełnie wyjątkowym.
Poza tym, była to moja pierwsza w życiu za-
graniczna podróż (nie licząc wyjazdu do Buł-
garii). Później przyszedł kolejny rejs na „Ma-
ciejewiczu”, a następnie bałtycka wyprawa
na jachcie „Warszawska Nike”. Był to bodaj
pierwszy sezon tej jednostki tuż po zwodo-
waniu. Z tego rejsu najbardziej zapamiętałam
to, że wszyscy chorowali – z wyjątkiem Wik-
tora Leszczyńskiego i mnie.
W naszym uczelnianym klubie był także
Wojtek Kaliski. Pewnego dnia wpadł na spo-
tkanie i mówi: „Słuchajcie, buduję jacht do re-
gat OSTAR. Potrzebuję kogoś do gotowania”.
W latach stanu wojennego taka deklaracja
brzmiała, jak coś kompletnie abstrakcyjnego.
Choć nie miałam zielonego pojęcia o kuchni,
od razu krzyknęłam: „To ja! Będę gotować”.
Budowa jachtu w tamtych czasach była przed-
sięwzięciem niewyobrażalnym. Wiedziałam,
że muszę w nim uczestniczyć. Zaczęłam od
przygotowywania obiadów. Później pojawia-
łam się na placu budowy coraz wcześniej
i wracałam do domu coraz później, powoli
włączając się we wszystkie inne prace. No
i w ten sposób spędziłam przy tym projekcie
sześć lat.
Co się udało wtedy osiągnąć?
Najpierw powstał trimaran „Almatur II”.
Niestety, już w pierwszym sezonie, na grani-
cy Morza Północnego i Kanału Angielskiego,
jacht się wywrócił. Straciliśmy maszt. Po-
dejmowała nas z pokładu załoga statku – na
wzburzonym morzu rozłupali naszą drewnia-
ną łajbę swoim nawisem rufowym. I było po
trimaranie i po marzeniach Wojtka o starcie
w OSTAR’84. Natychmiast po tym wydarze-
niu rozpoczęliśmy budowę większego kata-
marana „Almatur III”. Ponownie z drewna, bo
żadne inne materiały nie były wtedy dostępne.
Zresztą, nawet zdobycie kawałka sklejki gra-
niczyło z cudem. Z „Almaturem III” zgłosi-
liśmy się do atlantyckich regat rozgrywanych
na szlaku Kolumba (z Malagi na Dominikanę).
Były tam zawodowe załogi i niemal wszystkie
najsłynniejsze wówczas wielokadłubowce,
więc otarliśmy się o wielki żeglarski świat.
Ukończenie tego wyścigu należało chyba
uznać za spory sukces.
Na pokładzie „Rote 66”.
Fot. Uwe Röttgering
YACHT-POOL POLSKA
Agencja: Daniel Prusinski
Posthalterring 7 | D-85599 Parsdorf
www.yacht-pool.pl | Tel.: 88 48 35 888
Polska · Niemcy · Austria · Szwajcaria · Dania ·
Hiszpania · Francja · Szwecja · Chorwacja · Słowacja ·
Czechy · Finlandia · Turcja · Grecja
ubezpieczenie
jachtu
casco jachtu
(od wszystkich ryzyk)
OC jachtu
NNW
ubezpieczenie
czarteru
OC skippera
NNW skippera i załogi
ubezpieczenie kaucji
utrata następnych czarterów
i inne
ważne przez cały rok!
dotyczy także ubezpieczenia kaucji!
Ubezpieczamy
żeglarzy
od 1976r.