regaty morze
43
www.wiatr.pl
raolimpijskich w Atenach i zdobył złoto. Czte-
ry lata później w Pekinie był drugi. W Londy-
nie – czwarty. A w 2016 roku w Rio de Janeiro
ponownie zwyciężył. Do tego pięć razy wy-
grywał mistrzostwa świata i aż 22 razy trium-
fował w regatach Pucharu Świata.
Po pierwszym sukcesie olimpijskim, zgło-
sił się do wyścigu Solitaire du Figaro, który
we Francji jest przepustką do świata wielkich
regat. Wszystko podporządkował temu starto-
wi, solidnie trenował, ale komisja sędziowska
nie dopuściła go do rywalizacji. „Nie da sobie
rady” – mówili jej członkowie, którzy nie ugię-
li się nawet po złożeniu odwołania i przedsta-
wieniu rekomendacji uczelni. Damien czuł,
że prawie cały jego świat zaczyna się walić.
„Wtedy znów dotarło do mnie, że jestem gor-
szy i nie osiągnę tego, czego naprawdę chcę”.
Później założył stowarzyszenie Des Pieds
& des Mains (Stopy i Dłonie), którego celem
było wspieranie młodych ludzi z niepełno-
sprawnościami w aktywności na wodzie. Jeź-
dził po szkołach i klubach, gdzie prezentował
swoją drogę i dzielił się doświadczeniami. Na
działalność stowarzyszenia szybko popłynęły
środki finansowe i wkrótce zorganizowano
pierwsze obozy żeglarskie, przez które prze-
winęły się setki dzieciaków z uboższych do-
mów. Damien znowu się odnalazł...
Do rywalizacji na morzu wrócił w klasie
Figaro. Później startował w Open 40. Na po-
kładzie radził sobie doskonale i z rywalami
ścigał się, jak równy z równym. Chciał jed-
nak iść dalej. W 2010 roku wywalczył prawo
startu w regatach Route du Rhum. Choć jego
łódź nie była najlepiej przygotowana, ukończył
wyścig na 10. miejscu. Dwa lata później wziął
udział w Transat Jacques Vabre, gdzie znów
nawiązał walkę z najlepszymi. Na mecie był
drugi, 10 godzin za Yannickiem Bestavenem,
zwycięzcą ostatniej edycji Vendée Globe. Od
tamtych regat Damien i Yannick pozostają
przyjaciółmi.
W kolejnych regatach rumowych Damien Se-
guin był ósmy, a w 2016 roku zajął szóste miejsce.
„Szkoda ostatnich kilku dni ze słabszym wia-
trem, bo miałbym szansę na lepszy wynik” – mó-
wił wtedy na mecie. W 2017 roku wygrał Tour de
France à la Voile – ten sukces otworzył mu drogę
do Vendée Globe. Pozyskał jacht „DCNS”, który
poddano gruntownej przebudowie.
Przed wyruszeniem na trasę Vendée Globe,
ostrożnie oceniał swoje szanse. „Chcę dotrzeć
do mety i osiągnąć wynik, z którego będę
dumny. Poza tym, chcę być pierwszym żegla-
rzem z niepełnosprawnością, który opłynął
świat w tych regatach. Nie wiem, czy jestem
wzorem do naśladowania, ale chcę udowod-
nić, że wiele da się zrobić” – mówił. Na trasie
regat borykał się z awariami, naprawiał żagle,
walczył z niesfornym autopilotem i pokonał
awarię zasilania. Po minięciu Nowej Zelandii,
stracił genuę. Próbował ją naprawiać, ale nie
podołał temu zadaniu aż do końca regat. W po-
bliżu przylądka Horn chciał być w pierwszej
piętnastce. Jednak żeglował dobrze taktycznie,
cały czas trzymał się czołówki, przez chwilę
nawet prowadził. Horn minął na czwartej po-
zycji, zaledwie półtorej doby za liderem – to
wydarzenie było dla Damiena przeżyciem nie-
mal mistycznym. Na Atlantyku konsekwent-
nie stawiał na wschodni wiatr i sporo nadrobił.
W całych regatach przepłynął najkrótszy dy-
stans, co pokazuje, że jest doskonałym strate-
giem. Na mecie w Les Sables d'Olonne był szó-
stym zawodnikiem (czas: 80 dni, 21 godzin, 58
minut i 20 sekund). Do zwycięzcy, Yannicka
Bestavena, stracił niewiele ponad 18 godzin.
W nieoficjalnej klasyfikacji jachtów bez hy-
droskrzydeł, zajął drugie miejsce, wyprzedził
go Jean Le Cam, który otrzymał rekompensatę
czasową za udział w akcji ratowniczej.
Warto zwrócić uwagę, że Damien płynął
jachtem mającym już 13 lat. Łódź nie została
specjalnie przystosowana dla osoby z niepeł-
nosprawnością. Miał jedynie specjalne gniaz-
do na kabestanie młynkowym, w które wkła-
dał kikut ręki. A także urządzenie własnego
pomysłu do korzystania z torebek z żywnością
liofilizowaną. Dzięki niemu nic się marnowa-
ło, a na dodatek mógł trzymać w lewej ręce
bardzo gorące posiłki. Gdy go pytano, jak
sobie radzi z obsługą żagli o powierzchni 600
metrów kwadratowych, odpowiadał zdawko-
wo, że to kwestia wprawy.
Krótko po tym, jak Damien ukończył wyścig,
udało mi się do niego dodzwonić. Powiedział, że
jest szczęśliwy. Tydzień po zakończeniu regat,
wciąż żył wyścigiem i miał kłopoty ze snem. „Nie
mogę się przestawić na tryb lądowy. Zrywam się
z łóżka kilka razy w nocy. To bardzo męczące
dla wszystkich domowników” – mówił. Plany
na przyszłość? „Na razie muszę dojść do siebie.
Poza tym, mam mnóstwo zaproszeń na prelek-
cje do szkół, stowarzyszeń i klubów żeglarskich.
Media także się interesują – zupełnie, jak bym to
ja wygrał wyścig. Marzę o kilkumiesięcznym
odpoczynku z dala od cywilizacji, ale z rodziną.
To nie będzie łatwe, bo udział w Vendée Globe
sprawił, że stałem się rozpoznawalny. W sklepie
i na ulicy nawet maseczka na twarzy nie pozwala
się ukryć – brak dłoni to jednak wyraźny znak
rozpoznawczy. Chyba więc zostanę w domu na
swoistej kwarantannie, ciesząc się codziennością
wraz z żoną i dziećmi. Nie ciągnie mnie do wiel-
kiego świata, pozostanę sobą. W następnych re-
gatach chciałbym wystartować na jachcie nowej
generacji, z foilami. To mój żeglarski cel”.
Marek Słodownik
Pozdrowienia z okolic przylądka Horn (4 stycznia 2021).
Fot. Damien Seguin / Groupe APICIL
Kibice czekali na mecie.
Fot. Jean-Marie Liot / Alea
„Apicil” był drugim najszybszym jachtem bez foili.
Fot. Jean-Marie Liot