śródlądzie szlaki wodne
42
grudzień 2020 – styczeń 2021
Muzeum Północno-Mazowieckiego w Łom-
ży). To pięknie położone miejsce wciąga nas
zupełnie, a widok ze skarpy na dolinę rzeki
zapiera dech. Mamy czas na zakupy, wcze-
sny obiad w miejscowej restauracji, wybiera-
my się również w okolice pierwszego mostu
na Narwi, za którym są bunkry dawnych
umocnień. Odbywały się tu ciężkie walki we
wrześniu 1939 roku, ich rekonstrukcje orga-
nizowane są na początku sierpnia. Schron
w Nowogrodzie jest najdalej na zachód wy-
suniętym umocnieniem, pozostałe znajdują
się na wschód od miejscowości. Niestety, we
wrześniu obiekt był zamknięty – szkoda, bo
wygląda bardzo okazale. W Nowogrodzie
odwiedzamy także pomnik Młodym Bohate-
rom 1920 roku – odnowiony krzyż poświę-
cony okolicznym uczestnikom walk w wojnie
polsko-bolszewickiej. Pomnik nie jest nowy,
stoi tu od wielu lat, pamiętamy go jeszcze
z czasów komuny, kiedy był prawdziwą za-
gadką w obliczu zacierania śladów z między-
wojennej przeszłości. Kiedy pod koniec lat
70. złożyliśmy tu bukiet polnych kwiatów,
miejscowe władze uznały to za prowokację
i zrobiła się mała awantura.
Na wodach Narwi jest już znacznie szerzej,
pojawia się oznakowanie, ale sam szlak wciąż
jest dość wąski. Za mostem w Nowogrodzie
ponownie stawiamy grot i pomagając łodzi
wiosłem pychowym, pokonujemy kolej-
ne kilometry. Do Ostrołęki nie ma żadnych
mostów i nisko zawieszonych linii energe-
tycznych, więc wchodzimy w rytm mozolnej
żeglugi. Na szlaku jest głęboko, ostrożnie
opuszczamy płetwę sterową. Jednak wystar-
czy nieznacznie wyjść poza drogę wytyczoną
przez boje lub tyczki, by usłyszeć, jak meta-
lowa płetwa stuka o kamienie. Setny kilometr
rzeki to kamienna łacha i szybki nurt. Kto się
zagapi, ma kłopoty. Mimo to płyniemy teraz
szybciej, halsujemy i w porywach wiatru
odnotowujemy nawet niewielkie przechyły.
Musimy jednak zmierzyć się z największą
przeszkodą na trasie: sztucznym spiętrze-
niem poziomu rzeki przy miejskiej elektro-
ciepłowni w Ostrołęce. Na tym odcinku nurt
gwałtownie przyspiesza, płyniemy, jak na
górskiej rzece, starając się być blisko szlaku.
Budowa przegrody, pozwalającej na regulo-
wanie poziomu wody, przedłuża się. Dopiero
zakończenie prac ucywilizuje ten fragment.
Nurt jest tak silny, że pokonanie tego odcinka
pod prąd wydaje się praktycznie niemożliwe,
być może właśnie dlatego tak niewiele jedno-
stek z silnikami przyczepnymi porusza się tu
w górę rzeki. My, na szczęście, mamy z górki.
Emocji nie brakuje, bo wystarczy mały błąd
sternika, by wylądować na betonie. Później
Narew się uspokaja i jej prędkość wraca do
normy. Port w Ostrołęce wita nas ponurą po-
godą i brakiem jakichkolwiek udogodnień.
Betonowe keje robią dość upiorne wrażenie.
Pusto, zimno i mokro – nakrywamy łódź fo-
lią i idziemy spać.
W drodze do miejscowości Różan nie spo-
dziewamy się kłopotów, choć z pewną obawą
zbliżamy się do osady Dyszobaba – przed laty
był tu najtrudniejszy odcinek spływu nazna-
czony rozległymi łachami, dużą szerokością
rzeki i płyciznami. Mówiono wówczas, że kto
pokona Dyszobabę, jest już prawie w domu.
Okazuje się jednak, że prace przeprowadzo-
ne kilka lat temu ucywilizowały ten odcinek
rzeki. Nadal jest płytko, ale da się przejechać.
Meandry zostały złagodzone, a brzegi obło-
żono faszyną.
Za Dyszobabą rzeka prostuje bieg, jest
wystarczająco głęboka, by płynąć z połową
miecza. Robi się sennie i spokojnie. Przez
kilka godzin mamy wiatr od burty, więc sta-
wiamy oba żagle i spinaker. Przyspieszamy,
nadrabiając opóźnienie. Samo miasteczko nie
budzi naszej ciekawości, więc po uzupełnie-
niu zapasów, płyniemy dalej. Następny port:
Pułtusk. Po drodze nic szczególnego, zarów-
no na rzece, jak i na brzegu. Przed miastem
nurt zwalnia, a Narew płynnie się poszerza.
Ma na to wpływ zapora Dębe znajdująca się
na zachód od Zegrza – spiętrza ona rzekę,
tworząc Zalew Zegrzyński i znacznie po-
szerzając Narew w jego okolicy. Jest szerzej,
ale miejscami, poza wyznaczonym szlakiem,
wciąż płytko.
W Pułtusku stajemy przed portem, w cichej
zatoczce. Zaliczamy spacer na rynek, ponoć
najdłuższy w Polsce, i wracamy na jacht. Na-
zajutrz szybko pokonujemy rozlewiska Na-
rwi powstałe wskutek spiętrzenia rzeki, a za
mostem w Wierzbicy jesteśmy już na Zalewie
Zegrzyńskim. Do Zegrza płyniemy na peł-
nych żaglach, suszymy wszystko, co mokre,
czyli rzeczy i śpiwory – zapewne wyglądamy
jak cygański tabor. Rejs kończymy na przy-
stani WTW w Zegrzu Południowym, gdzie
nasze żony już czekają z ciepłą strawą.
300 kilometrów pokonaliśmy w sześć dni.
Gdyby czas nas nie gonił, mielibyśmy szansę
na spokojną włóczęgę i postoje na ciekawych
biwakach, których nad Narwią wciąż nie bra-
kuje. Szlak można pokonać pod żaglami, ale
trzeba mieć pewne doświadczenie w pływa-
niu po rzekach, zachowywać ostrożność, pil-
nować kursu oraz zręcznie i z odpowiednią
siłą używać wiosła pychowego na ostrych
zakolach. Pisa nie jest oznakowana, bo jest
wąska i dość głęboka. Na Narwi oznakowanie
nie budzi zastrzeżeń, choć ślepe trzymanie
się boi może zmylić sternika. Dla niektórych
pokonanie szlaku będzie prostym spływem,
dla innych sporym wyzwaniem. Choć na
brzegach nie ma zbyt wielu udogodnień dla
wodniaków, naprawdę warto dać się porwać
nurtowi i zakosztować rzecznej odmiany
żeglarstwa.
Tekst i zdjęcia: Marek Słodownik
Nowogród. Schrony bojowe nad Narwią.
Rzeka Narew w Pułtusku.