Kwiecień - Maj 2020

**W numerze:** ODMRAŻANIE SPORTU I BIZNESU Wszystkie ręce na pokład NOWA KLASA GLOBE 5.80 Czy sklejkowa konstrukcja z Polski podbije świat? POLISH RESCUE RADIO Nowy operator morskiego systemu łączności SILNIKI ELEKTRYCZNE TORQEEDO Poradnik "Wiatru" i firmy Pro Fishing and Sport

PERYSKOP Pożegnanie

30

kwiecień – maj 2020

byszek Stosio, wieloletni sekretarz

generalny PZŻ, był postacią wyjąt-

kową, człowiekiem-instytucją. Zmarł

nagle 17 kwietnia tego roku w wieku 72 lat.

Poznałem go w 1983 roku. W klubie żeglar-

skim Pałacu Młodzieży kończyliśmy budowę

łodzi typu Mak 444, która miała nas zabrać

w rejs wodami Bugu. Do ukończenia kadłuba

zabrakło żywicy, a w tamtych czasach ozna-

czało to przeszkodę nie do pokonania. Ktoś

podpowiedział, że w Harcerskim Ośrodku

Wodnym na Cyplu Czerniakowskim mają

nowy przydział. Ale czy harcerze zechcą

się podzielić? Wziąłem baniak i pojechałem

na przystań. W ciemnym hangarze żywicę

rozdzielał wielką chochlą młody uśmiech-

nięty człowiek. O nic nie pytając, powiedział:

„Wiem po co przyszedłeś. Dawaj baniak,

naleję”. Zanim otworzyłem usta, miałem po-

jemnik pełen żywicy i jeszcze paski maty.

Zbyszek opiekował się jedną z drużyn, poza

tym w harcerskim ośrodku był właściwie

osobą od wszystkiego.

Później spotykaliśmy się na Mazurach. Kie-

dy po kilku latach spędzonych w Anglii wró-

ciłem do kraju, spotkałem Zbyszka na targach

Wiatr i Woda. Wypytywał mnie o kulisy pracy

dziennikarskiej i przedstawiał ludziom, których

wcześniej znałem tylko z nazwiska. Pracował

już w PZŻ. Zapraszał do siebie i zawsze miał

czas na chwilę rozmowy. Bliżej poznałem go

w 1999 roku pracując na rzecz projektu Romana

Paszke i startu katamarana „Warta-Polpharma”

w regatach The Race. Zbyszek był dobrym du-

chem tego projektu. A kiedy się w coś angażo-

wał emocjonalnie, to interesowało go właściwie

wszystko. Pomagał. Kontaktował ze sobą ludzi.

Otwierał drzwi do niedostępnych gabinetów.

Był przy tym szalenie bezpośredni, życzliwy

i zawsze uśmiechnięty. Jego telefon był skarb-

nicą kontaktów. Ile miał tych nazwisk na karcie

pamięci? Chyba sam nie był w stanie zliczyć.

Często bywał na Mazurach. Otwierał rega-

ty, dekorował zwycięzców, wpadał na kon-

certy, a przede wszystkim gawędził na temat

nowinek żeglarskich. Miał zawsze aktualne

informacje i chętnie o nich opowiadał, przy

czym nigdy nie mieszał informacji i plotek.

Przez lata zawodowej aktywności uczestni-

czył chyba we wszystkich najważniejszych że-

glarskich projektach, a wiele z nich inspirował.

Często coś załatwiał w imieniu związku w mi-

nisterstwach. Dzięki jego umiejętnościom ne-

gocjacyjnym i osobistym kontaktom, przepy-

chał rzeczy, które wydawały się przegrane.

A później niewiele o tym mówił lub najwyżej

wspominał coś mimochodem. Miał doskonałe

rozeznanie w środowisku, także wśród żegla-

rzy polonijnych, z którymi przez lata utrzymy-

wał kontakt. Zawsze mogliśmy wpaść do jego

biura, pogadać, poprosić o wsparcie, nawet

w różnych sprawach rodzinnych.

Przez wiele lat obserwowałem jego współ-

pracę ze Stefanem Heinrichem. Panowie two-

rzyli świetnie uzupełniający się zespół, choć

na co dzień często się różnili w opiniach, a na-

wet kłócili. Ale jakież to były kłótnie! Dys-

puty z kulturą, klasą, odrobiną ironii, choć

miewali też ciche dni.

Kiedyś na jedno ze spotkań przyniosłem kan-

dyzowany imbir, który tak przypadł Zbyszkowi

do gustu, że od tamtej pory, gdy pojawiałem się

u niego w domu, zawsze przynosiłem paczusz-

kę wyrafinowanego smakołyku. Sporo czasu

spędziliśmy na omawianiu działań związanych

z Rokiem Zaruskiego, którego Zbyszek był

wielkim entuzjastą. Doradzał, poprawiał, przy-

pominał, ale nie eksponował przy tym swojej

osoby. Zawsze tak działał: nie pchał się na afisz,

choć wiadomo było, że jest motorem napędo-

wym i pociąga za odpowiednie sznurki.

Przez niespełna 30 lat był sekretarzem ge-

neralnym PZŻ, za każdym razem zyskując

mocny mandat środowiska. Dla prezesów był

podporą w urzędniczych zmaganiach, choć

nie zawsze się z nimi zgadzał i nie zawsze im

przyklaskiwał. Przez ostatnie lata zmagał się

z postępującą chorobą. Znał prawdę i roko-

wania, ale spokojnie walczył o zdrowie. Wraz

z jego śmiercią, w polskim żeglarstwie odeszła

pewna epoka. Żegnaj Zbyszku...

Tekst i zdjęcia: Marek Słodownik

Pierwszy oficer Zbyszek Stosio.

Pociągał za sznurki, ale na afisz się nie pchał

Z Asią Pajkowską na pokładzie jachtu „FanFan”.

Zbigniew Stosio (1947-2020).

Made with Publuu - flipbook maker