18
kwiecień – maj 2020
enryk Jaskuła, pierwszy Polak, któ-
ry samotnie opłynął świat w rejsie
bez zawijania do portów, odszedł na
wieczną wachtę 14 maja. Dożył pięknego wieku
96 lat w dobrej formie, ale nie doczekał 40. rocz-
nicy zakończenia swego wielkiego rejsu, która
przypadała 20 maja. Nikt nie żeglował tak, jak
on na „Darze Przemyśla” – długim i wymaga-
jącym szlakiem z Gdyni do Gdyni. Wyczyn
próbowało powtórzyć dwóch żeglarzy: Bartek
Czarciński zatrzymał się u wrót Oceanu Indyj-
skiego, a Rafał Moszczyński w Szkocji.
O swoim rejsie Henryk mawiał: „Pogoń
za szczęściem”. Bez lądów, czyli bez zawra-
cania sobie głowy nudnymi portami. Bez
walki o rekordy. Bez przyjmowania pomocy
od przygodnie napotkanych jachtów. W gu-
miakach i kilku kalesonach, łowiąc ryby na
prowizoryczną wędkę. „Nigdzie się nie spie-
szę, żyję szczęśliwie, dobrze mi jest” – pisał
na Atlantyku, już w drodze powrotnej do
Europy. Ale choć z nikim nie walczył, osią-
gnął sukces trudny do powtórzenia. Został
pierwszym Polakiem i trzecim żeglarzem
w historii, który opłynął świat solo i non stop.
Pobił też rekord w długości przebywania na
morzu w samotnym rejsie. Przed wyprawą
namawiano go, by wyruszył z Las Palmas na
Wyspach Kanaryjskich. Gdyby się na to zgo-
dził, to zaoszczędziłby trzy miesiące. Ale on
się uparł. Chciał wyruszyć z polskiego portu.
I do tego samego portu powrócić. Dopiął swe-
go po 344 dniach.
Mocno wziął sobie do serca reguły rejsu. Nie
mógł przyjmować żadnej pomocy z zewnątrz,
nawet flaszki wódki od życzliwych żeglarzy
napotkanych na szlaku. Dlatego gdy spotykał
inną jednostkę, przekazywał listy do polski
w zawiniątku zawieszonym na końcu bosaka.
Zbierał deszczówkę do prowizorycznych ry-
nien umieszczonych pod żaglami. Smażył lata-
jące ryby, które wpadały mu na pokład. Zanim
pojawił się na wysokości Wysp Kanaryjskich,
był już zmęczony halsowaniem przez cieśniny
duńskie, Morze Północne i Kanał Angielski.
Nie miał już świeżych owoców, a ostatni sple-
śniały bochenek chleba wyrzucił za burtę. A to
był przecież dopiero początek drogi...
Henryk Jaskuła na wiecznej wachcie.
Całe życie w pogoni za szczęściem
Początek lat 70. Henryk na pokładzie jachtu „Karawela”.
Z żoną i córkami na pokładzie „Daru Przemyśla” (maj 1979).
Połowa lat 60. Na wyprawie rowerowej.
Henryk na nartach – kto dziś tak jeszcze potrafi?
ZDJĘCIA ARCHIWALNE ZE ZBIORÓW HENRYKA JASKUŁY