szlaki wodne mazury
Dezety doskonale się nadają do żeglugi
po takim akwenie. Żeglarze ze Stowarzy-
szenia Akademia Sportów Wodnych Acatus
z Olsztynka, miłośnicy tych łodzi oraz że-
glarstwa w starym stylu, co rok organizują
rejs dezetami na Sapinę w długi czerwcowy
weekend. Zaczęli skromnie, dwa lata temu,
od dwóch łodzi. Rok później były już cztery
jachty. A w tym sezonie na szlak wyruszy-
ło pięć dezet. Na pokładach prawie 50 osób:
uczniowie klas mundurowych z Olsztynka,
rodzice wciągnięci do żeglarstwa przez dzie-
ci oraz członkowie stowarzyszenia i sympa-
tycy. Koordynatorem i komodorem rejsu był
Krzysztof Suwiński, niestrudzony animator
olsztynieckiego środowiska wodniackiego.
– Stowarzyszenie buduje własne dezety, ale
póki ich nie mamy, korzystamy z łodzi Mię-
dzynarodowego Centrum Żeglarstwa i Tu-
rystyki Wodnej – mówi Krzysztof.
Pogoda w tym roku dopisała. Wiało moc-
no, więc z Giżycka do Ogonek jachty dotar-
ły w kilka godzin. Później krótki odcinek
na wiosłach i biwak z ogniskiem nieopodal
dawnego mostu. W ekipie ludzie z różnych
światów, w różnym wieku, potrafiący do-
skonale się bawić i przeżywać pobyt w tym
niezwykłym miejscu.
Drugi dzień na Sapinie zawsze jest naj-
trudniejszy, bo to najdłuższe wiosłowanie
pod prąd. Kiedy tylko można żeglować,
maszty natychmiast idą w górę i załogi
wykorzystują każdy podmuch wiatru. Ob-
serwujemy niestety szybko postępującą
degradację szlaku. Kilka odcinków rzeki
zarasta trzciną. W ujściu Sapiny do je-
ziora Pozezdrze jest ogromne zamulenie
– ten fragment jest szczególnie trudny do
pokonania. Jest tak płytko, że nawet dez-
ety zatrzymują się w mule. Podobnie jest
na jeziorze Brżąs – tutaj cały akwen jest
zamulony, trudno się płynie zarówno wio-
słując, jak i pod żaglami. Wiosenne opady
nieznacznie podniosły stan wody, co nieco
ułatwiało nam przeprawę, ale przy niskich
stanach, szczególnie po dłuższych okre-
sach suchych, ten fragment może stanowić
barierę nie do pokonania. O udrożnienie
szlaku zapytaliśmy rzeczniczkę białostoc-
kich Wód Polskich. – Na razie trwają prace
planistyczne. W przyszłym roku chcemy
odmulić i wyczyścić dno pod mostem na
drodze numer 63 (Węgorzewo – Giżycko) –
powiedziała Agnieszka Giełażyn-Sasimo-
wicz. O kolejnych odcinkach rzeczniczka
nie wspomina, a to właśnie one wymagają
najpilniejszej interwencji.
Warto dodać, że co rok przed sezonem
Sapina jest sprzątana i czyszczona z po-
walonych drzew. Mimo to w tym roku że-
glarze napotkali kilka sporych konarów
leżących w poprzek szlaku. Tylko dzięki
odpowiedniemu wyposażeniu i liczebności
ekipy udało się usunąć przeszkody. Na co
dzień tymi pracami zajmuje się zespół tech-
niczny działający przy Zarządzie Zlewni
w Giżycku i trzeba przyznać, że swą robotę
wykonuje należycie.
Śluzowanie w Przerwankach to dla wielu
uczestników rejsu niecodzienne wydarzenie.
Poza tym, przejście śluzy oznacza koniec
wiosłowania. Jeszcze tylko krótki odcinek
meandrujący pomiędzy trzcinami i przed
nami jezioro Gołdopiwo. Wielki akwen. Jest
tak duży, jak Święcajty. Woda czysta, ładne
brzegi znakomicie nadają się do biwakowania
i tylko jachtów brak... Można zatem wybrać
dowolne miejsce, o dowolnej porze dnia.
Nazajutrz rano ekipa idzie zwiedzać znisz-
czony most znajdujący się na południe od
Kruklanek. Powstał w 1908 roku. Był wtedy
najdłuższą przeprawą na Mazurach. Służył
do 1945 roku – został wtedy wysadzony
przez polskich partyzantów, którzy nie mo-
gli się pogodzić z wywozem na wschód dóbr
materialnych zagrabionych przez sojuszni-
czą armię. Most nigdy nie został odbudowa-
ny i dziś jest lokalną atrakcją.
Powrót na północ, a później na zachód
ku wodom jeziora Święcajty, to już w zasa-
dzie sama przyjemność. Żegluga z prądem
jest łatwa. Na dodatek wiatr wieje w plecy.
W górę idą spinakery – zaczyna się jazda
pełnymi kursami, przeplatana odcinkami
wioślarskimi. Biwak ponownie na polanie
obok zlikwidowanego mostu. Ostatni od-
cinek to prosta i znana droga do Giżycka.
Tym razem jednak brakuje wiatru i zało-
gom grozi wiosłowanie przez 15 kilome-
trów. Żar leje się z nieba od samego rana.
Krótkie zmiany na stanowiskach i łodzie
powoli zbliżają się do celu. Do szczęśliw-
ców los się uśmiecha – załogi napotkanych
jachtów proponują holowanie. Co ciekawe,
to głównie starsi żeglarze oferują pomoc.
Zapewne przez sentyment i własne do-
świadczenia z dawnych czasów (kiedyś na
dezetach szkolono na stopień sternika jach-
towego). Młodzi spoglądali raczej z niedo-
wierzaniem: „To na takich łodziach da się
jeszcze w ogóle pływać?”.
Tekst i zdjęcia: Marek Słodownik
Gdy ustaje wiatr, w ruch idą wiosła.
Malownicze ruiny mostu.