PERYSKOP WYdarzeNIA
22
sierpień – wrzesień 2019
afał Moszczyński zwodował swój
jacht, na którym jesienią wyru-
szy w samotny wokółziemski rejs
bez zawijania do portów, szlakiem Henry-
ka Jaskuły, czyli z Gdyni do Gdyni. Jeszcze
nikt nie powtórzył wyczynu kapitana Jaskuły
sprzed 39 lat. Próbował tylko jeden skipper –
Bartek Czarciński, żeglarz z Kalisza, przez lata
związany ze szkołą Morka. Bartek płynął od
czerwca do października 2016 roku. Zatrzymał
się u progu Oceanu Indyjskiego po wywrotce
jachtu „Perła” i utracie masztu (do RPA dotarł
statkiem, którego załoga udzieliła mu pomocy).
Czarciński podjął wyzwanie na pokładzie
niespełna ośmiometrowego jachtu starszej
konstrukcji, który sam zbudował. Rafał
Moszczyński popłynie nowoczesną jednost-
ką typu Caravela 950 Racer – przez ostatnie
miesiące powstawała w stoczni Caravela
z Ustki. Łódź ma 9,5 metra długości, 3,3
metra szerokości, niespełna trzymetrowy kil
z balastem ważącym tonę oraz maszt o wy-
sokości 13,2 metra. Całkowita powierzch-
nia ożaglowania to 180 metrów kwadrato-
wych. Jacht będzie rozwijać prędkość do 18
węzłów.
Henryk Jaskuła żeglował 344 dni. Był
to najdłuższy w historii wokółziemski rejs
solo i non stop. Szymon Kuczyński, któ-
ry opłynął świat jachtem o długości 6,36
metra (najmniejszym w historii takich wy-
praw), trasę z Plymouth do Plymouth poko-
nał w 270 dni. Joanna Pajkowska, która nie-
dawno ukończyła samotny rejs z Plymouth
do Plymouth na solidnej aluminiowej jed-
nostce o długości 12 metrów (konstrukcja
z 1985 roku), płynęła 216 dni. Rafał, choć
ma przed sobą dłuższą trasę, chce żeglować
zaledwie 150 dni.
– Łódka ładnie stoi na wodzie. Z żagla-
mi, drobnym osprzętem i paliwem waży 2,7
tony. Do konstrukcyjnej wyporności prze-
widzianej przez projektanta Edwarda Ba-
naszaka, zostało jeszcze 900 kg. Wydaje mi
się, że w tej wadze powinienem bez proble-
mu zmieścić cały ekwipunek, który muszę
zabrać na pokład – powiedział nam Rafał.
– Wkrótce przeprowadzam łódkę do Mari-
ny Park w Basenie Prezydenckim w Gdyni,
skąd wyruszę na wokółziemską trasę. Wcze-
śniej jednak czeka mnie jeszcze dużo pracy
przy jachcie i sporo testów na morzu.
Henryk Jaskuła podczas swego historycz-
nego rejsu łowił ryby na prowizoryczną
wędkę i z nikim się nie ścigał. „Nigdzie się
nie spieszę, żyję szczęśliwie, dobrze mi jest”
– pisał na Atlantyku, już w drodze powrot-
nej do Europy. Ale choć z nikim nie walczył,
osiągnął sukces trudny do powtórzenia. Zo-
stał pierwszym Polakiem i trzecim żeglarzem
w historii, który solo i non stop okrążył świat.
Pobił też rekord w długości przebywania na
morzu. Przed wyprawą namawiano go, by
wyruszył z Las Palmas na Wyspach Kana-
ryjskich. Gdyby się na to zgodził, zaoszczę-
dziłby trzy miesiące. Ale on się uparł. Chciał
wyruszyć z polskiego portu. I do tego samego
portu powrócić. Dopiął swego.
Kapitan mocno wziął sobie do serca reguły
rejsu. Nie mógł przyjmować żadnej pomocy
z zewnątrz, nawet flaszki wódki od życzli-
wych żeglarzy napotkanych na szlaku. Gdy
spotykał inną jednostkę, przekazywał listy
do polski w zawiniątku zawieszonym na koń-
cu bosaka. Zbierał deszczówkę do prowizo-
rycznych rynien umieszczonych pod żagla-
mi. Smażył latające ryby, które wpadały mu
na pokład. Zanim pojawił się na wysokości
Wysp Kanaryjskich, był już zmęczony halso-
waniem przez cieśniny duńskie, Morze Pół-
nocne i Kanał Angielski. Nie miał już świe-
żych owoców, a ostatni spleśniały bochenek
chleba wyrzucił za burtę. A to był przecież
dopiero początek drogi...
Rafał Moszczyński przed rejsem
dookoła świata szlakiem Henryka Jaskuły
Wodowanie jachtu typu Caravela 950 Racer.
Fot. Marek Waszczuk
Wnętrze – spartańskie i na razie dość surowe.
Fot. Marek Waszczuk